wtorek, 1 sierpnia 2017

#Pierwsze święta z nimi

Berlin, 24 grudnia 1900r

Bella


To można powiedzieć pierwsze święta, które obchodzimy jako rodzina.
Uciekliśmy. W końcu to zrobiliśmy. Nasze życie to od dzisiaj ciągła ucieczka. Wiem, że już nas szukają, czuję to, ale nie poddamy się i będziemy bronić się do ostatnich sił.
Nie mieliśmy innego wyjścia, jeśli nie chcieliśmy spędzić całego życia pod kluczem i ciągłą obserwacją. W końcu wykorzystali by nas do swoich celów, aby umocnić swoją władzę i wzbudzić strach w innych nam podobnych. Jednak my nigdy nie chcieliśmy brać w tym udziału, a wiedzieliśmy, że jeśli Volturii czegoś chcieli to dążyli do celu za wszelką cenę.
James i Serena długo obmyślali plan. Jestem im za to ogromnie wdzięczna. Dzięki temu, że tak się poświęcili będziemy mogli wieść względnie spokojne życie.
- No. To musi nam na razie wystarczyć- sapnął James, targając za sobą wyższe od niego zaśnieżone drzewko. Wszyscy spojrzeliśmy na niego ze zdziwieniem. Siedzieliśmy w małym salonie w małym domku na obrzeżach Berlina. Sprowadziliśmy się do niego na początku miesiąca. Z pomocą Destiny i jej smykałki do projektowania i urządzania wnętrz udało nam się z tego pustostanu zrobić dom rodzinny.- Dziś po raz pierwszy obchodzimy święta- krzyknął z uśmiechem.
- Oooo, a kolacje też nam zrobisz?-  zaśmiała się Oliva znad książek do Hiszpańskiego.
- Nie zapędzajmy się- powiedział zdejmując kurtkę- Przecież nic nie stoi na przeszkodzie, żebyśmy miło razem spędzili czas.
- Dobra dzieciaki, zróbmy tacie tą przyjemność- westchnęła Serena wstając z fotela przy kominku, w którym czytała  książkę.
- Dziękuję za wsparcie kochanie- objął ją ramieniem i pocałował w czoło. Uśmiechnęłam się na ten widok. Wszyscy podnieśliśmy się ze swoich miejsc, aby pomóc ubrać drzewko i sprawić by wszyscy poczuli "magię" świąt.
- Livia, rusz się skarbie- zwrócił się Ksawery do swojej dziewczyny- Bo nie dostaniesz prezentu- Ona jedynie uniosła swoje spojrzenia na niego i płynnie powiedziała- Cállate y no me moleste. Al seleccionar a España que la única persona que va a ser capaz de llevarse bien allí, así que es mejor ser bueno (Zamknij się i nie przeszkadzaj mi. Kiedy wybierzemy się do hiszpanii będę jedyną osobą która będzie mogła się tam dogadać, więc lepiej bądź grzeczny).
- Nie mam zielonego pojęcia co do mnie powiedziałaś- westchnął i poszedł do kuchni. Olivia tylko uśmiechnęła się chytrze i zamknęła książkę.
- Tak właściwie to ilu języków chcesz się nauczyć?- zapytałam 
-Cóż, jestem istotą nieśmiertelną, która nie potrzebuje snu, a moja pamięć jest niezawodna- mówiła od niechcenia- Więc myślę, że jeśli nauczę się wszystkich języków świata to będzie dobrze- uśmiechnęła się i wyszła- Też powinnaś znaleźć sobie jakieś zajęcie- krzyknęła.
- Taaak. Przeczytaj słownik, albo naucz się wszystkich definicji z encyklopedii- zakpił Chad. 
- Jeszcze nie zwariowałam- rzuciłam mu spojrzenie.  
Miło było patrzeć na nich wszystkich. Te nieliczne chwile które były tak beztroskie, kiedy nie musieliśmy się martwić tym co będzie jutro. W momentach takich jak te nie obchodziło nas czy Aro i jego świta nasz szukają i co się stanie, kiedy już nas znajdą. Liczymy się tylko my. 
Nasza rodzina. 

***

Siedzimy przy stole. Każdy ubrany w najlepsze rzeczy jakie ma. 
Wszyscy się uśmiechamy, niesztucznie tylko szczerze, od serca
- Tak bardzo się cieszę, że spędzamy ten szczególny czas razem- powiedziała Serena- Dziękuje wam za to, że tu jesteście i ten szczególny czas możemy spędzić razem. Dziękuję za moją rodzinę- na końcu głos jej zadrżał. Nic w tym dziwnego. Ja sama nie wiedziałabym co powiedzieć. 
- My powinniśmy wam podziękować, za stworzenie nam rodziny- odezwał się Ksawery- To była z waszej strony wielka odpowiedzialność, przygarnąć pod swoje skrzydła pięcioro młodych wampirów, które nie miały pojęcia jak sobie radzić- James chwycił za rękę Serenę, której ramiona zaczęły lekko drgać jakby zaraz miała się rozpłakać, ale przeczył temu wielki uśmiech goszczący na jej ustach-  To prawdziwe wyzwanie, które pewnie większość by przerosło, ale wy się nie daliście i wychowaliście nas. To my będziemy wam wdzięczni do końca naszych dni- nasza mama nie wytrzymała. Zerwała się ze swojego miejsca i mocno uściskała Ksawerego, a potem każdego z nas, szepcząc jak bardzo nas wszystkich kocha i oddałaby za nas życie. 
- Jestem szczęśliwa mając tak wspaniałe dzieci- posłała nam swój najpiękniejszy uśmiech- I wspaniałego męża, który pomagał mi w najtrudniejszych chwilach życia- James nachylił się do niej i złożył czuły pocałunek na jej ustach .
Ze swojego miejsca spoglądałam na wszystkich członków mojej przyszywanej rodziny i czułam, że jeszcze nie jedno razem przejdziemy, ale dopóki będziemy trzymać się ze sobą nic nam nie grozi.  
Nic nie zdoła nas pokonać, bo mamy siebie i swoje wsparcie. Te wartości są podstawą przetrwania. 
A my przetrwamy. 
Razem


****

Teraz nastąpi parę ogłoszeń

Wracam do tej historii na dobre, jednak po wakacjach rozpoczynam klasę maturalną i nie będę miała wystarczającej ilości czasu aby dodawać rozdziały bardzo często.
Będę się jednak bardzo starać aby w miesiącu dodać 1-2 rozdziały i może do tego jakieś dodatki


Mam świadomość, że nie wiele osób już tu zagląda, ale ja mam sentyment do tej historii i chcę ją doprowadzić do końca. 

Chciałam też powiedzieć, że powoli poprawiam początkowe rozdziały, które- trzeba to przyznać- są słabe.
Będziecie mogli zauważyć, że Edward nie będzie tak szybko z Bellą, ale to nie zmieni fabuły która już jest 
Tymczasem oddaję w wasze ręce rozdział bonusowy, a już niedługo pojawią się kolejne rozdziały 

Pozdrawiam 
Elena Katherine Gilbert Pirce

sobota, 27 maja 2017

WIELKI POWRÓT

Kochani widzimy się już 1 sierpnia!!! <3
Powracam!
Jeśli jeszcze ktoś tu zagląda będzie mi bardzo miło, gdy znów zacznie przygodę razem ze mną. Bardzo mi tego brakowało.

E.K.G.P ;*


środa, 27 lipca 2016

Trudne chwile~autorka

 

Muszę się Wam do czegoś przyznać... zaglądam na bloga pierwszy raz od kilku miesięcy.
Nie wiem o czym mam pisać, nie mam żadnej inspiracji. Ponownie przeczytałam ulubione fragmenty Zmierzchu jak również obejrzałam filmy w nadziei, że jednak coś uda mi się wymyślić.
Niby mam coś napisane, niby coś tworzę, ale nie jest to co bym chciała. Nie jest doskonałe.

Nie wiem, czy ktoś z was jeszcze tu zagląda, chociaż muszę podziękować, że tych kilka miłych komentarzy które się pojawiły. Byłam pewna, że nikt już tu nie zagląda, a tu taka miła niespodzianka!
Dziękuję z całego serca.

Bloga  nie zawieszam, bo za dużo serca i pracy w  niego włożyłam, ale nie mogę podawać konkretnych dat dodawania rozdziałów.  Jestem też w trakcie poprawiania starych rozdziałów.

Przepraszam, że was zawiodłam.

Elena Katherine Gilbert Pirce

piątek, 4 marca 2016

#Stefano Salvatore

 "Trze­ba wielu lat by zna­leźć przy­jaciela, wys­tar­czy chwi­la by go stracić."~ Stanisław Jerzy Lec

Wiem jak to jest stracić kogoś bliskiego.
Osobę, na którą zawsze mogłeś liczyć, która nigdy Cię nie zawiodła. Nigdy nie oceniała, pomimo tego, że popełniłeś błąd, zawsze potrafiła wysłuchać zwierzeń twoich problemów, a na końcu próbować znaleźć rozwiązanie.

"Przy­jaźń nie potępia w chwi­lach trud­nych, nie od­po­wiada zim­nym ro­zumo­waniem: gdy­byś postąpił w ten czy tam­ten sposób... Ot­wiera sze­roko ra­miona i mówi: nie pragnę wie­dzieć, nie oce­niam, tu­taj jest ser­ce, gdzie możesz spocząć."~ Malwida von Meysenbug

Każdy z nas znalazł lub znajdzie takiego przyjaciela- bratnią duszę- z którą będzie rozumieć się bez słów.

Straciłem swojego brata.
Mojego druha, kompana, kumpla, przewodnika, wzór, powiernika, przyjaciela, bratnią duszę.

Pozbawiłem go życia, choć tego nie chciał. Zrobił to dla mnie, bo tak bardzo nie chciałem spędzić wieczności bez niego.

Kochaliśmy jedną dziewczynę, która doprowadziła nas do stanu, w którym nie mogliśmy na siebie spojrzeć, a mimo to uparcie dążyłem by nigdy nie zapomnieć, że Damon jest moim bratem i na zawsze nim pozostanie, co kolwiek się wydarzy.

Później, ona zniknęła. Spalili ją.
A on mścił się na mnie. Obwiniał o jej śmierć. Obiecał zmienić moje życie w piekło, co z resztą zrobił.
Oddaliliśmy się od siebie na kilkadziesiąt lat. Wciąż go kochałem, nie było dnia, w którym nie myślałam o tym co teraz robi, gdzie jest, czy jest szczęśliwy? Czy choć trochę za mną tęskni?
Nigdy nie poznałem odpowiedzi na te pytania.

Po tych latach, w końcu go spotkałem.
Zmienił się. Był potworem. Rządnym zemsty na mnie, a zbrodnię sprzed kilkudziesięciu lat. W tej jednej chwili cieszyłem się, że go widzę, ale jednocześnie chciałem aby zniknął.
Postanowił wrócić w najgorszym dla mnie momencie. W chwili kiedy poznałem ją- Elenę.
Była tak łudząco podobna do Katherine, ale to tylko pozory. Tak na prawdę była zupełnie inna i zakochałem się. Wiedziałem, że muszę ją chronić przed Damonem. Kochałem ją, a on krzywdził wszystkich których kocham.

Było w tamtym okresie mnóstwo trudnych chwil, wiele przelanej krwi, poświęcenia, cierpienia. Ale te wszystkie trudne momenty, sprawiły, że od nowa zaczęliśmy budować wspólną więź. A kiedy uratował Elenie życie i nie żądał niczego w zamian, wiedziałem, że do mnie wrócił i że od nowa mogę nazywać go swoim bratem.

W jednej chwili przez małą drobnostkę człowiek może stracić kogoś na kim bardzo mu zależy. W moim przypadku trzeba było poświęcić lata, aby odbudować to co zrujnowałem.
Ale było warto.

"Przyjaciele są jak ciche anioły, które podnoszą nas, kiedy nasze skrzydła zapominają jak latać." ~
Antoine de Saint-Exupéry


------------------------------------

Dziś trochę krótko i z perspektywy Stefano :)
Czy podoba wam się coś takiego?

Proszę bądźcie cierpliwi w związku z rozdziałami. Jest mi ciężko, ale naprawdę się staram.

Proszę też o komentarze, które są  "jak ciche anioły, które podnoszą nas, kiedy nasze skrzydła zapominają jak latać"

Pozdrawiam ;) 
Elena Katherine Gilbert Pirce ;* 

sobota, 2 stycznia 2016

Informacja

Uwaga kochani czytelnicy :)

Nie zapomniałam o was
Chciałabym was poinformować o kilku zmianach, które tu niedługo nastąpią, a mianowicie:

a) pojawią się pewne zmiany w obsadzie
b) zmieni się prolog i pierwszych kilka rozdziałów ( treść będzie ta sama, ale ładniej napisana)
c) w pasku zakładek pojawi się Historia Rodziny Swan
d) ogólnie będzie więcej wątków z naszymi bohaterami tytułowymi (zgodnie z podpowiedzią z          komentarza z poprzedniego rozdziału)
e) zmieni się zdjęcie w tle

Będą to niewielkie zmiany, ale sprawią one, że blog stanie się lepszy, wiem, że mało ludzi go czyta, bo nie jest to historia najwyższych lotów i jest coraz mniej zwolenników Zmierzchu, ale chce te zmiany przeprowadzić dla ludzi którzy dalej czytają tą historie i czekają na więcej :)

Miłego Nowego Roku kochani :)

Elena Katherine Gilbert Pirce ;*

niedziela, 29 listopada 2015

#Damon Salvatore

Nie ma jej.
Odeszła.
Już nigdy nie wróci...


Już nigdy nie zobaczę jej uśmiechu, tych iskierek w pięknych oczach, kiedy udało mi się ją rozbawić.
Już nigdy nie zobaczę jak marszczy czoło, kiedy intensywnie nad czymś rozmyśla.
Już nigdy nie ujrzę jak zaciekle broni swoich bliskich i tego, że oddałaby za nich życie.
Już nigdy nie usłyszę jak na mnie krzyczy, choć tym razem nie zrobiłem nic złego.
Nigdy nie ujrzę tego jak kroczy w moją stronę w białej sukni i nie usłyszę tego jak przysięgami sobie wzajemną miłość...

Będę tęsknił za jej uroczym spojrzeniem, którym mnie obdarzała o poranku, po cudowniej nocy.
Będę tęsknił za jej ognistym temperamentem i tym jak bardzo lubiłem kiedy się na mnie złościła bym mógł ją przeprosić. 
Będę tęsknił za tym jak wieczorami przychodziła, siadała mi na kolanach i tuliła się do mnie.

Tęsknie.... już teraz.
Ból rozsadza mi pierś, biorę kieliszek za kieliszkiem, jedna butelka przeradza się w drugą i tak dalej. Nic nie jest w stanie ukoić palącej dziury w moim martwym sercu, które dzięki niej, stało się choć odrobinę bardziej żywe. Chce płakać.... ale nie mogę.

Nasz związek nie należał do najłatwiejszych. Był burzliwy i pełen emocji. Ale kochaliśmy się jak wariaci. Oddałbym za nią życie i wiem, że ona zrobiłaby to samo dla mnie.

Tak bardo bym chciał, aby wpadła i nakrzyczała na mnie, że znów piję, a ja wziąłbym ją w ramiona i szeptał do ucha jak bardzo ją kocham...
Chciałbym czuć jej drobne, ale tak silne ciało w moich ramionach.
Już nigdy tego nie poczuję.
Mam przed oczami słowa przysięgi małżeńskiej... Jej przysięgi... pisanej dla mnie

"(...) Kocham Cię za nic. Nie is­tnieje żaden powód do miłości (...)"
"... Żad­na wiel­ka miłość nie umiera do końca. Możemy strze­lać do niej z pis­to­letu lub za­mykać w naj­ciem­niej­szych za­kamar­kach naszych serc, ale ona jest spryt­niej­sza – wie, jak przeżyć."
"Niech nasza dro­ga będzie wspólna. Niech nasza miłość będzie potężna. Niech nasza nadzieja będzie większa od wszys­tkiego, co się tej nadziei może sprzeciwiać (...).

Gniotę kartkę w dłoni i cisnę nią przez pokój, nie zniosę tego więcej... Nie usłyszę od niej tych pięknych słów, które tu napisała. Zaciskam powieki i tłumię jęk.
Nigdy nie podejrzewałam siebie o takie uczucia.
To wszystko dzięki niej. To właśnie ona przywróciła mi życie, ale w momencie kiedy odeszła, moja radość, moje szczęście, uczucie, że żyję, odeszło razem z nią.
Jestem skorupą wampira, nic już dla mnie nie znaczy.

Biorę butelkę i wychodzę na zewnątrz po drodze podnoszę kartkę i delikatnie ją rozprostowuję. Potrzebuję powietrza.
Stojąc na środku ogrodu, w jednej ręce trzymając burbona, a w drugiej pogniecioną kartkę, ze ściśniętym gardłem, unoszę głowę i spoglądam w gwiazdy.

Każdy jest prze­kona­ny, że je­go śmierć będzie końcem świata. Twoja śmierć jest końcem mojego...

Nathalie... Jeśli jesteś tam i posłuchaj mnie teraz uważnie: "Będę cię kochać do końca życia. A jeżeli jest coś po­tem, będę cię kochać także po śmier­ci"

-------------------------------------------------------------------------

Elena Katherine Gilbert Pirce.

sobota, 13 czerwca 2015

45. Nadzeja na nowe życie... Lepsze życie



 Nareszcie udało się dodać rozdział :)
Tym razem z perspektywy naszej nowej koleżanki.

Muzyka na miłe czytanie :)  klik

Pozdrawiam :)
Elena Katherine Gilbert Pirce ;*

P.S Przepraszam za błędy, które mogły się wkraść..
PP.S Proszę o komentarze!!! <3 :)

--------------------------------------------------------------------------------------
Nowy Orlean…
Miasto wielu możliwości, legend o voodu… Miasto w którym zacznę swoje nowe życie. 
Nie mam już do kogo wrócić. Wszyscy których kochałam  zostali mi odebrani. 
Zostałam sama…

Wyjechałam z Francji.
Wszystko przypominało mi o moich rodzicach.
 Każda uliczka w naszym małym miasteczku, każdy sklep, każde źdźbło trawy na łące, na której spędzaliśmy dużo czasu.
Tak bardzo za nimi tęsknie! Odebrano mi ich w najważniejszym, a zarazem najgorszym okresie mojej egzystencji. Nie jestem już człowiekiem, jestem nieśmiertelna.
Nowonarodzona.
Męczy mnie pragnienie. Nikt nie ma nade mną kontroli, ja sama nie wiem co się ze mną dzieje. Christopher miał mnie wszystkiego nauczyć, pokazać jak być wampirem, ale nie zdążył, bo jego i moją mamę zamordowano i spalono. A wszystko to za sprawą Vollturich. Nienawidzę ich! Najchętniej rozniosłabym w pył cały ich zamek i wszystkich, którzy weszliby mi w drogę… Ale wiem, że sama nigdy nie będę mogła tego zrobić, jestem zbyt słaba.

Jest ciemna noc, a ja przechadzam się uliczkami mojego nowego domu. To miasto nawet nocą tętni życiem. Wszędzie pełno ludzi, którzy patrzą na mnie na każdym kroku. Cóż nie ma się czemu dziwić.
Przystaję na moment, by w szybie jednej z witryn ujrzeć niesamowicie bladą dziewczynę. Ma przydługie kręcone włosy koloru czekoladowego brązu. Jest szczupła, ubrana w ciemna jeansy, białą koszulkę i rozpinany kardigan. Jedyną straszną cechą są jej oczy… Nienaturalnie duże i czerwone .
Tak to jestem ja. Wcale nie jestem straszna… no może tylko te oczy, ale jest ciemno i nikt nie powinien ich widzieć. 
I nagle coś we mnie zaskakuje… Ja chcę, żeby się mnie bali. Jestem przecież wampirem. Mam budzić strach swoim jednym spojrzeniem, ale kiedy ktokolwiek mnie zobaczy ujrzy tylko, chudą siedemnastolatkę (o ile nie spojrzy mi w oczy).
Moje rozmyślania przerywa nagle trzask drzwi i głośny śmiech kilku chłopaków, którzy właśnie wyszli ze sklepu przed, którym stoję.  Cała piątka ma na sobie koszulki bez rękawów, długie spodnie i glany. Ich ramiona pokrywają tatuaże. Mężczyźni idą dalej przed siebie nawet nie zwracając na mnie uwagi.
Patrzę jak odchodzą, by w następnej chwili unieść głowę go góry i odczytać nazwę sklepu.
Jak się okazuje to wcale nie żaden sklep tylko studio tatuażu i perceg’u.
Hmm… w sumie czemu nie? Szybko ściągam z siebie sweter zostając tylko w białej koszulce na ramiączkach, przechyliłam głowę do przodu by nastroszyć włosy rękami. Następnie wzięłam głęboki oddech i  pchnęłam drzwi. Moje nozdrza wypełnił zapach środków chemicznych i farby do włosów.
Salon był utrzymany w dość ciemnych barwach. Przeważał fiolet i głęboka czerwień.  Na ścianach wisiały obrazy wzorów tatuażów i zdjęcia osób, które je sobie zrobiły.
Zaraz po prawej stronie była recepcja, z którą siedział chłopak. Miał na sobie koszulkę AC/DC i czarne włosy sięgające ramion, a także kolczyk w brwi.
W głębi salonu znajdowało się kilka stanowisk pracy  tatuażystów, było tam akurat kilku klientów.  
Z wahaniem zaczęłam podchodzić do chłopaka o czarnych włosach. Niepewnie położyłam ręce na kontuarze, ale chłopak mnie nie zauważył. Odchrząknęłam cicho i dopiero wtedy usnuł spojrzenie z nad kartek, które właśnie wypełniał.  Zmierzył mnie swoimi oczami, koloru czystego morza. Spostrzegłam, że zatrzymał się chwile dłużej na moich oczach, ale cóż to zrozumiałe.
- W czym mogę pomóc?- zapytał patrząc na mnie podejrzliwie.
- Chciałabym zrobić sobie tatuaż- powiedziałam pewnie. Chłopak uniósł brwi, a na jego wargach błąkał się ironiczny uśmieszek.
- Czy nie jesteś na to ciut za młoda?
-Nie.
- Chciałbym zobaczyć twój dowód- powiedział. Coś słabo mu szło to ukrywanie rozbawienia. Z tylniej kieszeni dżinsów wyciągnęłam prawo jazdy, które zdobyłam kilka dni temu… Trochę sfałszowane… ale tylko o kilka miesięcy, więc to nie tak wielkie przestępstwo.
Chłopak wziął ode mnie prawko i zaczął je uważnie oglądać, teraz to ja miałam niezły ubaw z niego. Po chwili oddał mi dokument.
- No cóż, zatem witamy nową koleżankę- uśmiechną się wstając. Był o wiele wyższy niż sądziłam. Ujęłam jego wyciągniętą w moją stronę rękę, a on uśmiechną się miło- Zapraszam na moje stanowisko- wskazał gestem dłoni i zaprowadził do ja bardziej oddalonego krzesła.
Przechodząc przez studio widziałam chłopaka, który tatuował sobie lewy piszczel, a po przeciwnej stronie dziewczyna robiła kolorowe pasemka drugiej. Ciekawe…
Doszliśmy do jego stanowiska, gestem dłoni nakazał usiąść mi na dość wygodnym krześle. Zaczął grzebać przy sprzęcie, zmieniać igły itp.
- Masz wybrany jakiś konkretny wzór?- zapytał nadal stojąc do mnie plecami. Zmarszczyłam brwi i pomyślałam kilka sekund.
-Różę
-Różę?- zapytał lekko zdziwiony
-Tak- chłopak wziął ze stolika szkicownik, przerzucił kilka kartek i zaczął rysować. Jego wprawna ręka szybko śmigała po kartce. Był bardzo skupiony kiedy rysował, tak jakby w tej właśnie chwili nie liczyło się nic innego, tylko on, ołówek i kartka. Patrzyłam na niego z fascynacją, bo nigdy nie widziałam nikogo kto by tak bardzo oddawał się swojej pasji.
Po chwili odwrócił do mnie szkicownik. Moim oczom ukazał się piękny szkic trzech róż i cierni… Idealnie do mnie pasowały.
- Jest idealny- powiedziałam dalej patrząc na rysunek. Usłyszałam jak chłopak wypuszcza powietrze, a kiedy podniosłam na niego wzrok, dostrzegłam jego uśmiech.
- Cieszę się, że Ci się podoba- odparł i zaczął szykować tusz- To gdzie chcesz, żebym go umieścił?- zapytał.
Obróciłam się na fotelu tak, że siedziałam do niego bokiem i odgarnęłam włosy, ukazując prawe ramię.
- Okej. Usiądź sobie wygodnie… To może chwilę potrwać- powiedział i zaczął się przygotowywać. Zdezynfekował ręce, ubrał czarne lateksowe rękawiczki. Usiadł na stołku bardzo blisko mnie i zaczął mi przecierać ramię śmierdzącym środkiem antybakteryjnym.
- Masz, bardzo jasną i czystą skórę- rzucił- Tatuaż będzie się pięknie prezentował- a mnie wtedy coś strzeliło! Przecież jestem wampirem! Moja skóra jest niezniszczalna, a ja chcę tatuaż! Co jeśli nie wyjdzie? Co on sobie pomyśli?
Moje chaotyczne myśli przerwało brzęczenie maszynki.
- Jeśli tylko nie będziesz mogła wytrzymać, powiedz, to od razu przestanę- zaznaczył patrząc mi w oczy. Mechanicznie pokiwałam głową. I z niepokojem czekałam na pierwsze dotknięcie igły. 
- Boli?- zapytał po chwili. Szybko popatrzyłam na ramię i dostrzegłam pierwsze kontury. W tej chwili kamień spadł mi z serca, a na usta wpełzł absurdalny uśmiech.
- Jestem Brian, a ty?
- Erica.
- Wybacz mi moją bezpośredniość, ale zastanawiają mnie twoje oczy- Jak ja czekałam na to pytanie. Brian uśmiechnął się nieśmiało, nie podnosząc oczy znad swojej pracy.
- Taki mój mały akt buntu- skłamałam, bo przecież prawda była zupełnie inna.
- Pokłóciłaś się z rodzicami?- prychnął
-Może źle się wyraziłam. Ehm. Zaczynam nowy rozdział w moim życiu, a co za tym idzie, chce się zupełnie odciąć od wszystkiego co było, od dawnej mnie- taka odpowiedź chyba mu wystarczyła, bo zamilkł i nie odzywał się dłuższy czas, tylko pracował. W tym czasie przez salon zdążyło przewinąć się jeszcze kilku klientów.
- Czy będzie miał dla Ciebie jakieś szczególne znaczenie?- zapytał po jakiejś godzinie, kiedy arcydzieło na moim ramieniu nabierało konkretnych kształtów.
- Słucham?
- Tatuaż. Czy ma jakieś szczególne znaczenie.
- Tak. Będzie mi przypominał rodziców- odparłam i spuściłam oczy.
- Przepraszam, nie chciałem Cię o nic wypytywać.
- No to nie twoja wina- uśmiechnęłam się nerwowo- Jesteś tatuażystą, pewnie codziennie słuchasz historii o symbolice tatuażów, które robisz.
- Tak masz rację, czasami naprawdę ciężko mi tego słuchać, tych wszystkich tragedii, albo rzadziej tych najszczęśliwszych chwil. Ale jestem dumny z tego, że mogę pomóc ludziom zapamiętać te chwile, bez względu jakie one są.
- Bardzo mądrze to powiedziałeś.
- Przestań, bo się zarumienię.
I tak spędziłam w studiu kilka godzin. Trochę sobie pogadaliśmy, już nie na takie przygnębiające tematy.
Przez kilka godzin siedziałam nieruchomo na fotelu i po prostu rozmyślałam o wszystkim. Przybyłam do Nowego Orleanu dopiero dziś rano, bez żadnego planu.  Nie wiem gdzie mam się zatrzymać, nie wiem po prostu co mam robić. Przez moje myśli przemknęło, aby znaleźć jakiś klan do którego mogłabym się przyłączyć tyle, że kto chciałby pod swoim dachem wampira, który ma rok?  Nowonarodzoną.
Myślmy po kolei. Najpierw muszę się ustatkować. Znaleźć miejsce, w którym będę mogła udawać, że sypiam.  Mieć jakieś miejsce, do którego będę mogła wracać. Perspektywa pracy, też nie jest zła, bo muszę mieć kasę… chyba, że zacznę kraść. Jestem wampirem, więc więcej  mi wolno. Pomyślę o tym jeszcze. A co do…
- No, gotowe- moje myśli przerwał głos Briana. Zamrugałam kilkakrotnie oczami i spojrzałam na ramię.  Tatuaż był cudowny. Lepszego po prostu mogłam sobie wymarzyć. Piękne intensywne kolory i cały wzór wyszedł lepiej niż na kartce. Brian zrobił to idealnie.
- Jest piękny- szepnęłam zafascynowana- Jesteś cholernym mistrzem- spojrzałam na niego. Widać było jego twarzy, że jest dumny ze swojego dzieła jak cholera.
-Cieszę się, że Ci się podoba- uśmiechnął się i zdjął rękawiczki. Zeskoczyłam z fotela i podeszłam do wielkiego lustra na ścianie, by przyjrzeć się dokładnie pięknemu wzorowi zdobiącemu moją nieskazitelną skórę.
-Teraz kwestia higieny- powiedział stając za mną- Zakaz kąpieli przez tydzień. Jeśli lubisz się opalać, niestety musisz z tego zrezygnować na co najmniej dwa tygodnie. Smarują tą maścią- podał mi karteczkę z nazwą specyfiku- cienko jedną warstwą, przez miesiąc. I to by było na tyle. Jeśli będą  jakieś problemy od razu tu do mnie przyjdź- przestrzegł. Wyczułam jego przyśpieszony puls… Chciał mnie znów zobaczyć, co do tego nie mam wątpliwości.
- Dziękuje- uśmiechnęłam się zalotnie. Gorąca krew w jego żyłach wołała mnie, ale wiem, że muszę się powstrzymać- Ile się należy, za to arcydzieło- Oby nie więcej niż 500$, bo tylko tyle mam przy sobie.
-250$- powiedział cicho. Podałam mu pieniądze. Odbierając  je ode mnie musnął palcami moją dłoń. Poczułam niemiłe pieczenie w gardle, więc szybko zabrałam dłoń. Szkoda.
- Miło mi było Cię gościć. Zapraszam ponownie- powiedział ze smutnym uśmiechem i odwrócił się by podejść do kontuaru.
A ja pomyślałam… Czemu nie?
- A miałbyś ochotę zająć się mną jeszcze raz- zapytałam opierając się o kontuar przesadnie słodkim głosikiem, o jaki nigdy bym siebie nie podejrzewała.
Brian odwrócił się do mnie z łobuzerskim uśmieszkiem i nonszalancko oparł się o blat.
- W czym jeszcze mogę Ci pomóc Księżniczko?- jego oczy błyszczały. Westchnęłam.
- Dziś jest dzień, w którym zmieniam swoje życie. Zechcesz mi w tym pomóc?
- Z wielką ochotą pomogę nowej koleżance w tych zmianach. Dysponuje szerokim wachlarzem umiejętności- zatrzymał się przede mną i założył ręce na piersi. Patrząc na niego musiałam zadzierać głowę do góry, bo był ode mnie sporo wyższy. Zapamiętać: kupić buty na wysokim obcasie.
- To świetnie! Bo chcę kolczyk i czerwone włosy!- pisnęłam i zaklaskałam w ręce jak jakaś gówniara.
Brian odrzucił głowę do tyłu w wybuchu śmiechu. Śmiał się tak głośno, że inni pracownicy patrzyli na niego z nie małym rozbawieniem.
Kiedy jego atak minął znów zwrócił na mnie uwagę.
- Jasne, że mogę Ci w tym pomóc. Od tego tu jestem- chwycił mnie za rękę, a mnie jakby przeszył prąd. Nigdy czegoś takiego nie czułam. Gdyby moje serce jeszcze biło, teraz pewnie było by je słychać w całej sali- Ale jeśli jutro pojawią się tu twoi rodzice, by mnie zastrzelić, będę Cie straszył  po nocach- och jak ja bym tego chciała... Wzmianka o moich rodzicach trochę zabolała, ale nie dawałam nic po sobie poznać. Nie chciałam o tym mówić. Ten etap mam już za sobą.
Uśmiechnęłam się kiedy znów usiadłam na fotelu.
- Gotowa?
- Jak jeszcze nigdy w życiu- powiedziałam twardo.
I tak po kilku godzinach wyszłam z jego salonu z tatuażem, kilkoma nowymi kolczykami, czerwonymi i krótszymi włosami…. I numerem Briana.
Jak również z myślą, że zaczynam nowe lepsze życie.
To będzie dobry czas… mam nadzieje…