czwartek, 6 grudnia 2012

2. Strach to normalna rzecz



Rozdział 2

To już po mnie. Mają przewagę liczebną, dużą przewagę liczebną.
Nie wiedziałam co mam robić, co mam powiedzieć, więc jak idiotka czekałam aż oni zaczną.
Przed szereg wysunął się wysoki blondyn, przez co ja automatycznie cofnęłam się o kilka centymetrów.  Był nienagannie ubrany, w niebieską koszulę i ciemne jeansy.  Przeszywał mnie spojrzeniem złotych oczu. Czyli mam doczynienia z wegetarianami. Starałam się obserwować każdego z nich, by nic nie umknęło mojej uwadze, a z drugiej strony sama musiałam zachowywać się normalnie, nie mogłam okazać po sobie zdenerwowania.
- Witaj- odezwał się wcześniej wspomniany blondyn- Jestem Carlisle, a ty im jesteś?- dobra mała zachowaj spokój.
- Ja jestem Isabella- czułam na sobie wzrok wszystkich zebranych. Nie czułam się z tym komfortowo, ale cóż mogę poradzić. Wampir cały czas patrzył mi w oczy, jakby obawiał się ataku z mojej strony. Nie dziwie mu się. Może na to nie wyglądam, ale jestem niebezpieczna. Potrafię zabijać.
- Co Cię tu sprowadza Isabello?- dopytywał dalej. Nie mogę go za to winić. W końcu to ich teren, chyba, w końcu my też mieszkamy niedaleko.
- Mieszkam tu- wymienili między sobą szybkie spojrzenia.
- Nie widzieliśmy Cię nigdy wcześniej?
- Mieszkam tu od niedawna. Razem z moją rodziną przenieśliśmy się tu kilka dni temu z Europy.
- Jest was więcej?- zapytała długowłosa blondynka, ta sama, która zauważyła mnie w lesie. Wyraz jej twarzy mówił, że najchętniej usunęłaby mnie stąd.
- No tak- zaczęłam- Jest nas siedmioro, ale kiedy postanowiliśmy się tu przenieść nie mieliśmy pojęcia, że są tu inne wampiry- odpowiedziałam, widząc ich zdziwione miny.
- Jesteście naprawdę sporą rodziną. To aż dziwne, że Was nie znamy- no i zaczynają się niewygodne pytania, na które wolałabym nie odpowiadać.
- O to nam właśnie chodziło- uśmiechnęłam się, co on odwzajemnił. Na razie nie idzie źle.  
- Jeśli to możliwe, chciałbym się spotkać z waszą rodziną- oho, to będą pierwsze wampiry, które zobaczą jak wyglądamy oczywiście prócz tych w Vollterze.  Nie mogą wiedzieć, że pochodzimy z Włoch.
- Myślę, że to nie powinien być szczególny problem-  teraz tylko będę musiała przekazać tę radosną nowinę dla mich najbliższych.  
- W takim razie do zobaczenia- uśmiechnął się. Odwzajemniłam uśmiech i zaczęłam się cofać. Zdołałam jeszcze uchwycić wzrokiem pozostałych, którzy milczeli podczas tej krótkiej wymiany zdań. Była tam kobieta, o długich kasztanowych włosach, ciepłych oczach i miłym uśmiechu, niska dziewczyna w krótkich włosach, rozbieganych oczach i figlarnym uśmiechu, facet, bo nie nazwałabym go chłopakiem, jest bardzo wysoki i szeroki w ramionach, blondyn z włosami sięgającymi podbródka, wyraz jego twarzy zdradzał, że wiele widział w życiu i nie było to przyjemne. Stała tam też blondynka, która wcześniej się odezwała. Dalej wyglądała jakby chciała się mnie pozbyć samym wzrokiem. Ostatnim z tej rodziny jest chłopak z przydługimi rudymi włosami. Uważnie mi się przyglądał. Nie był jakoś szczególnie zbudowany czy chudy, taki w sam raz.
Moje przemyślenia trwały ułamek sekundy. Czasami tak cudownie być wampirem.
Posłałam im jeszcze jeden uśmiech i puściłam się biegiem w stronę domu.
A mama zawsze powtarzała: „Bello nie pakuj się w kłopoty”

***

Carlisle

Dziewczyna zniknęła równie szybko jak się pojawiła.
- Będą z nią kłopoty- podsumowała Rosalie wpatrując się w miejsce, gdzie przed momentem zniknęła Isabella.
- Nie możemy być pewni- zauważyła Esme- Nie znamy ich, a oni nie znają nas. Zobaczymy jak pójdzie nam jutro.
- Przekroczyli nasze terytorium- zauważył Jasper
- Nie wiedząc, że my tu mieszkamy- wtrąciła Alice
- Powinniśmy zacząć rozstawiać jakieś tabliczki, typu „Uwaga wampir” albo „Terytorium Cullenów, wchodzisz na własną odpowiedzialność”- błyskotliwy jak zawsze Emmett.
- A może od razu tabliczkę z napisem „Mój brat to idiota”?- odpowiedział mu Edward. Ciężko było ich słuchać i się nie śmiać. Esme tylko patrzyła na nich z politowaniem, nie lubiła kiedy tak się do siebie odnosili, ale w głębi serca wiedziała, że to tylko żarty.
Powolnym krokiem zaczęliśmy wracać do domu. Taki mały rodzinny spacer.
- Ciekawe jacy oni są- zaczęła Alice- Chyba nie żywią się ludźmi?
- Nie zauważyłem by miała czerwone oczy- odpowiedział Edward, idąc na samym końcu.
- Nie wydaje wam się to dziwnie, że nigdy o nich nie słyszeliśmy?-  ciągnęła wątek Rose- To przecież bardzo duża rodzina jak na wampiry. Przecież kiedyś musielibyśmy się na nich natknąć.
- Właśnie dziś był ten dzień Złotko
- Nie roztrząsajmy tak tego i nie analizujmy, jutro zapewne poznamy odpowiedzi na wszystkie pytania- i jak tu nie kochać mojej żony?
Ale trzeba przyznać, że jest to dość dziwna sprawa  i te wszystkie pytania mają swoje uzasadnienie.  Teraz pozostała nam jedynie wrócić spokojnie do domu i oczekiwać jutra.
                                                                                                                                                                 

Alice
Nie mam pojęcia czemu, ale ta dziewczyna wydaje mi się znajoma, choć jestem pewna, że nigdy jej nie widziałam. To takie dezoriętujące. Jestem przecież wampirem i moja pamięć jest doskonała, ale mam takie dziwnie przeczucie, a nie chwaląc się to rzadko się mylę.
- Coś się stało?- Jasper objął mnie
- Nie nic- odparłam uśmiechając się szeroko. Popatrzyłam w jego piękne oczy. Wiem, że każdego dnia cierpi, ale jestem z niego taka dumna.
Każdego dnia dziękuje losowi, że postawił go na mojej drodze.
Jasper przytulił mnie mocniej, a ja oparłam głowę na jego piersi. Ciekawa jestem co przyniosą kolejne dni. Czy Bella i jej rodzina namieszają w naszym życiu, a może my w ich.
Przyszłość nie jest pewna, lepiej nie zapeszać.


wtorek, 27 listopada 2012

1. Pierwsze Spotkanie

Rozdział 1
To już drugi dzień spędzony w tej zabitej dechami mieścinie zwanej Forks.
Odkąd przyjechaliśmy pada, wszędzie jest zielono i ślisko. Zapowiada się całkiem nieźle.
Mamy piękny dom. Destiny naprawdę się postarała urządzając wnętrza, ma do tego wielki talent.  
W moim pokoju ciągle wala się jeszcze kilka pudeł. Zawsze zabieram ze sobą kilka drobiazgów, które są dla mnie ważne.    W ciągu całego mojego życia, trochę się tego uzbierało.

Jest sobota. W domu jest przyjemnie cicho. James pojechał do kancelarii, aby sprawdzić czy wszystko czego potrzebował zostało tam dostarczone i ogólnie chciał się urządzić. Serena wybrała się do jedynego liceum w Forks, aby zapisać tam mnie i moje rodzeństwo. 
Z tego co mi wiadomo, dziewczyny pojechały do kina, a chłopaki chcieli rozejrzeć się po okolicy. Ja nie miałam ochoty iść, jestem typem domatora wole sobie posiedzieć i poczytać lub porobić coś co wymaga małego wysiłku.
Jako, że jestem wampirem nie muszę się już uczyć. Pamiętam doskonale wszystko od chwili kiedy tylko otworzyłam oczy, po przemianie. Dlatego szkoła jest dla mnie łatwa i nie muszę już nawet do niej chodzić, ale rodzice się upierają.
Wracając to tematu szkoły… cudowna perspektywa, kolejne kilka lat będę się „uczyć” wszystkiego co już dawno umiem, no ale nic na to nie poradzę. Musimy chodzić do szkoły, żeby nie wyglądało to dziwnie.  Szkoła jak szkoła nie pierwsza nie ostatnia. Uczyliśmy się już naprawdę w wielu miejscach i wszędzie traktują nas tak samo- omijają nas szerokim łukiem. Czasami ktoś podejdzie się z nami przywitać, ale to wszystko , później nawet nie patrzy w naszą stronę. Naturalnie budzimy w nich strach. Instynkt samozachowawczy nakazuje im trzymać się od nas z daleka. Czasami jest to dobre, ale muszę przyznać, że nigdy nie miałam innych przyjaciół niż moja rodzina. To trochę przygnębiające, ale nic na to poradzić nie mogę.

Szybko podniosłam się z łóżka z zamiarem zrobienia czegoś produktywnego co zabiłoby trochę czasu przed powrotem moich bliskich. Podeszłam do panoramicznego okna, z którego roztaczał się widok na las i pomyślałam, że wybiorę się na szybki posiłek.
Wyszłam z pokoju, zbiegłam po schodach i wybiegłam przez drzwi w las.
Uwielbiałam ten stan, kiedy biegłam czułam się wolna. Czuje, że gdybym zamknęła oczy mogła bym przebiec tak cały świat dookoła.
Biegłam, biegłam i biegłam.
Zatracona w pędzie powietrza i dźwiękach lasu,  wyczułam nieopodal mnie w północno-zachodnim kierunku stadko jeleni. Nie za bardzo za nimi przepadam, ale tutaj to jedyne co można znaleźć. Jeśli chcę zjeść to co lubię muszę wsiąść w samochód i pojechać kilkanaście kilometrów do innego hrabstwa, ale dzisiaj obejdę się bez tego.  Nie chcę na razie rzucać się w oczy.
Byłam już nie daleko od celu mojej podróży, kiedy nagle poczułam inny zapach i na pewno nie było to zwierzę.  Zatrzymałam się w pół kroku i zaciągnęłam się. Zapach był słodki, zbyt słodki jak na człowieka, po za tym ludzie raczej nie zapuszczają się na te tereny.  Podburzana żądzą ciekawości ruszyłam za wonią. Nie musiałam biec zbyt daleko, gdy w oddali ujrzałam dom. Duży dom.
Nie mam pojęcia, kto normalny mieszkałby tak głęboko w lesie? Postanowiłam podejść bliżej i to był mój błąd.  Byłam bardzo nie ostrożna. Nie tego uczyli mnie przez całe życie.
Zauważyłam ją w chwili kiedy ona zauważyła mnie.
Nie trwało to nawet sekundy, a zerwałam się z miejsca i puściłam się biegiem w przeciwną stronę.  Nogi niosły mnie szybciej niż kiedykolwiek wcześniej.  Kiedy już myślałam, że jestem szybsza i uciekłam usłyszałam to. Biegli w moją stronę, nie był to odgłos kroków jednej osoby lecz kilku.
W głowie zaświtała mi myśl, że nie mogą być ludźmi, nikt normalny nie mógłby mnie dogonić, a oni nieubłaganie zbliżali się do mnie. Właśnie w takich momentach jak ten, żałowałam, że już nie piję ludzkiej krwi.
Ta ucieczka nie miała już sensu, po co uciekać przed czymś co nieuniknione. Czas na konfrontację. Gwałtownie się zatrzymałam i czekałam. Słyszałam ich coraz wyraźniej, byli coraz bliżej. Jeszcze tylko kilka sekund. Odliczałam moje płytkie oddechy w oczekiwaniu na to co się wydarzy. Mam tylko szczerą nadzieje, że nie uznają mnie za wroga od razu, bo przekroczyłam ich terytorium. Byłam tego zupełnie nieświadoma.
Dostrzegłam ich rozmazane sylwetki między drzewami, a sekundę później stało przede mną siedmioro wampirów, a ja byłam jedna.... 
To nie wróży nic dobrego. Chyba...

Prolog

Życie człowieka jest tak kruche i delikatne. 
Dla mnie trwa tyle co mrugnięcie okiem.
Prawie nie pamiętam swojego życia, kiedy byłam człowiekiem. Może dlatego, że ostatnie miesiące swojego życia spędziłam w szpitalu. 
Moja matka zmarła przy moim porodzie, a mnie wychowała wampirzyca, toteż nie znam innego życia.  Zawsze była dla mnie matką.
Kocham ją całym sercem. 
Od małego wiedziałam wszystko o świecie nadnaturalnym. Serena przyzwyczajała mnie do myśli, że kiedyś zostanę jedną z nich. Do tego stopnia, że odliczałam dni do moich 20 urodzin, jednak los chciał, abym wcześniej przeszła transformację.

Mam teraz wspaniałą rodzinę, są najlepsi na świcie i wiem, że w każdej chwili bez wahania oddałabym za każdego z nich życie, bo oni, każdy członek mojej rodziny w jakimś stopniu uratował mnie.

Jestem wampirem od 1867r. i wychowałam się we Włoszech, a konkretnie w Vollterze. Moja wampirza matka to  Serena i jest siostrą Ara. Całe swoje życie spędziła w tym mieście nie mogąc się od niego oddalić. Potem pojawiłam się ja i tak kolejno dołączali do nas Destiny , James, Ksawery, Olivia i Chad ale to już zupełnie inna historia.

James i Serena poświęcili dla nas bardzo dużo, narażali swoje życie, za co teraz wszyscy płacimy, ukrywając się na całym świecie i często zmieniając miejsce zamieszkania, byleby tylko nikt z Volturich nas nie wytropił.

Naszym kolejnym celem jest Forks.
Pora zacząć wieczne życie od nowa. W nowym mieście.

Jestem gotowa. 


-----------------------------------------------------------------------

Już po poprawkach :) 

Elena Katherine Gilbert Pirce ;*

P.S Jeśli jesteś nowy na moim blogu przeczytaj najnowszego posta pt. 'Informacja" :)