niedziela, 24 listopada 2013

39. Bo rodzina jest najważniejsza!

 Teraz rozdział napisany moją rączką :)
Zapraszam do czytania ;)
--------------------------------------------------

Po świetnie spędzonej nocy w towarzystwie kochanego rodzeństwa, nadszedł czas na szarą rzeczywistość kolejnego dnia.
  Właśnie tego dnia, już za parę godzin, mam pójść porozmawiać z Arem, o naszym powrocie do domu. Ogromnie się cieszę, że moja rodzina tak dobrze przyjęła wieść o tym, że chciałabym wrócić, z resztą oni sami chcieli to zrobić, ale myśleli, że mi tu jest dobrze i nie chcieli nawet zaczynać tematu powrotu do domu. To się nazywa 'kochająca rodzina', jedno zrobi dla drugiego wszystko. To właśnie za to tak bardzo ich kocham.
Tylko jedno w tej całej sytuacji mnie przeraża, a mianowicie: nie mam pojęcia jak mój szanowny "wujaszek" na to zareaguje. Pewnie będzie chciał nas zatrzymać. Zawsze tak jest. Cóż, może mój urok osobisty pozwoli mi załatwić tą sprawę szybko i bez boleśnie.
   Układałam sobie nawet scenariusze tej rozmowy,  niestety, zawsze na końcu kończyłam bez głowy. Hm, chyba muszę przystopować z Burbonem, bo moja wyobraźnia zaczyna mnie przerażać.
    Leniwie podniosłam się z łóżka i wzrokiem ogarnęłam pokój. Wszędzie walały się puste butelki po trunku, którym się wczoraj raczyliśmy, lecz wszystko co miłe kiedyś się kończy.
    Podniosłam się z łóżka i chwiejnym krokiem udałam się w stronę łazienki, by się odświeżyć. Pod drodze zahaczyłam o garderobę i wybrałam pierwsze ubranie jakie wpadło mi w ręce. Kiedy znalazłam się w łazience, zamknęłam drzwi, zrzuciłam z siebie ubranie i wpuściłam wodę do wanny. Potrzebowałam się zrelaksować. Weszłam do wody i rozkoszowałam się ciepłem.


Leater... 

Czysta, świeża i pachnąca wyszłam z pokoju i udałam się w stronę sypialni Chada i Destiny. Wparowałam tam bez pukania.
Destiny szkicowała coś przy biurku, a Chad oglądał mecz, kiedy weszłam odwrócili się w moją stronę.
   - Już posprzątałaś ten syf, który zostawiliśmy u Ciebie w pokoju?- zaśmiał się
   - Nawet się za to nie zabrałam- usiadłam na brzegu łóżka
   - Co cię do nas sprowadza?- zapytała Dess. Zamyśliłam się na krótką chwilkę.
   - Przyszłam wam oznajmić, że idę do naszego wujaszka, prosić o wyjazd- westchnęłam.
   - Miło było Cię poznać siostrzyczko- pomachał mi i dalej oglądał mecz. Dess rzuciła w nim metalowym cyrklem, niestety ten w odpowiedniej chwili go złapał i zmiażdżył.
   - Ej! To był mój ulubiony cyrkiel- zapiszczała Destiny
   - O, jak mi przykro- odparł sarkastycznie Chad. Destiny zgrzytała zębami patrząc na swojego "mena". Podeszłam do drzwi.
   - Powodzenia Bella- zawołała za mną Dess, kiedy zamykałam drzwi.
   Stwierdziłam, że nie ma na co czekać i najwyższy czas ruszyć na spotkanie z wujkiem. Westchnęłam i powolnym krokiem ruszyłam w stronę gabinetu jednego z Wielkiej Trójki.
   Nie spieszyło mi się za bardzo. Nagle rozdzwonił się mój telefon. Pośpiesznie wyjęłam go z kieszeni i zerknęłam na wyświetlacz. Nathalie. Uśmiech od razu wpełzł na moje usta. Już tak dawno z nią nie rozmawiałam.
- Słucham.
- Siemanko Belluś. Co tam w szerokim świecie słychać? 'Młoda Para' już wróciła? Jak było? -
zasypała mnie pytaniami.
- Spokojnie, spokojnie. Po kolei. Jeszcze nie wrócili ale świetnie się bawią. U mnie w porządku, wróciłam do Edwarda. Tylko się nie czepiaj...
- Wiedziałam, że tak będzie. Chyba nie pozostaje mi nic innego jak życzyć wam szczęścia. Ty też życz mi szczęścia na nowej drodze życia.
- Jak to!? Powiedzieliście sobie 'tak'? Nigdy ci nie wybaczę, że mnie przy tym nie było...-
zaczęłam ją oskarżać.
- Już się tak nie bulwersuj. Jeszcze będziesz miała okazję być na moim ślubie, bo rozstałam się z Damonem.
- Ciężko za tobą nadążyć -
westchnęłam do słuchawki
- A tak na marginesie też jestem w Paryżu.
- Też na podróży poślubnej? - Teraz obie śmiałyśmy się pełną parą.
- Miło widzieć cię w tak dobrym humorze, Nathalie -
usłyszałam męski głos po drugiej stronie, a zaraz potem:
- Bells muszę kończyć, pa

Ot, tak bez żadnego pożegnania rozłączyła się. Taka jest moja kochana Nath, nieprzewidywalna i sarkastyczna do bólu, a także kochana i opiekuńcza...dla mnie. Szczerze to nie wzruszyło mnie to, że już nie jest z panem "czarny dodaje mi mroczności" lub "wszystkie laski na mnie lecą". Nie lubiłam go, ale znosiłam go dla Nath. 
Ciekawi mnie też po co poleciała do Paryża?...
Jednak nie mogłam się nad tym dłużej zastanawiać, bo dotarłam pod gabinet Ara. Wzięłam głęboki oddech i zapukałam.
- Proszę- usłyszałam po chwili czekania. Raz kozie śmierć- pomyślałam i weszłam do pomieszczenia. Zamknęłam cicho za sobą drzwi. Pokój był utrzymany w ciemnych kolorach. Pod ścianami stały rzędy regałów z książkami. W rogu pokoju palił się kominek, a w odległym kącie pokoju stało biurko, a za biurkiem siedział, nie kto inny jak Aro.
Kiedy podeszłam blirzej  Arko podniósł na mnie swoje czerwone oczy i uśmiechną się promiennie.
- Isabello- powiedział przeciągając "S"- Co Cię to do mnie sprowadza?- Nabrałam powietrza w płuca, tak jakby miał to być mój ostatni oddech. Odważnie podeszłam do masywnego biurka z ciemnego drewna. Czerwone oczy wuja świdrowały mnie na wylot i przez to nie mogłam się wysłowić- Słucham Bello. Dla Ciebie zawsze mam czas- uśmiechną się, co przeraziło mnie jeszcze bardziej.
Nie peniaj siostra! Wszyscy jesteśmy z tobą...w bezpiecznej odległości od gabinetu, ale grunt, że jesteśmy.
Usłyszałam w głowie głos Chada. Jednak nie ma to jak wsparcie najbliższych...
- Więc Iso?- ponaglił mnie Aro
- Chcemy wrócić do domu!- wyrzuciłam z siebie te 4 słowa z szybkością pistoletu maszynowego. Zamknęłam oczy oczekując najgorszego. Usłyszałam jedynie westchnienie i dźwięk odkładania długopisu. Powoli otworzyłam jedno, a potem drugie oko. Aro patrzył na mnie przenikliwie, normalnie jakby chciał mnie rozebrać spojrzeniem. Nie no Bello, ależ ty masz głupie myśli.
- Cóż, nie ukrywam, że wiedziałem, że to stanie się prędzej czy później- nie śmiałam się odezwać. Bałam się- Wiedz, że mogę Was zmusić do zostania tutaj...- spięłam się jeszcze bardziej, jeśli to w ogóle możliwe-...ale nie zrobię tego- dodał po chwili namysłu. Wstał od biurka i zaczął przechadzać się po gabinecie. Wodziłam za nim wzrokiem czekając na ciąg dalszy jego wypowiedzi- Chcę mieć waszą lojalność i pewność, że wrócicie, kiedy będziemy tego potrzebować..., a będę Was potrzebował już niedługo- ostatnie zdanie wypowiedział jakby do siebie, nie wiedziałam o co może mu chodzić. Z resztą, kto nadąży za 800-letnim wampirem?
- Więc, pozwalasz nam odejść?- zapytałam, mój głos był bardzo cichy, sama nie wiem dlaczego. Moje nerwy powoli zaczęły puszczać i zaczęłam się nawet odrobinę rozluźniać, ale ciągle miałam się na baczności.
   Aro powoli odwrócił się w moją stronę i zmierzył mnie od stóp do głów swoim krwistym spojrzeniem,
- Tak Bello, pozawalam Wam opuścić mój zamek i wrócić do Forks- odetchnęłam z ulgą- Niemniej jednak, pamiętaj, że macie być na każde moje żądanie.
- Tak będziemy o tym pamiętać.
-Więc teraz odejdź i ciesz się wyjazdem razem z rodziną- uśmiechną się i odwrócił z powrotem w stronę kominka. Ja tymczasem szybko wybiegłam z gabinetu w obawie, że odwoła wszystkie swoje słowa. Kiedy byłam w bezpiecznej odległości pozwoliłam sobie na uśmiech.
   W połowie korytarza prowadzącego do głównego holu dopadła mnie Heidi.
- Już mnie opuszczasz?- zapytała z wyrzutem.
- Przepraszam- powiedziałam przytulając ją- Ale ja jeszcze sama nie wiem czego chcę.
- Będzie mi Ciebie cholernie brakować!- powiedziała i mocno mnie przytuliła- Wybacz. Muszę iść po "obiad"- popatrzyła na mnie swoimi dużymi oczami.
- Jane, nie będę Cię zatrzymywać.
- Pamiętaj, żeby się ze mną pożegnać!- zawołała na odchodnym. Posłałam jej uśmiech i ruszyłam w stronę pokoju Olivii i Ksawerego.  Weszłam bez pukania i stanęłam w progu. W całym pokoju walały się ubrania i inne bzdety.  W całym tym szale zdążyłam ujrzeć Olivie i Alice w garderobie z walizkami.
- Co wy robicie?- zapytałam lawirując między ubraniami i jakimiś drobiazgami.  Jak na rozkaz podniosły na mnie wzrok.
- Alice przewidziała, że Aro się zgodzi na nasz wyjazd, więc zaczęliśmy się pakować. Do Dess teraz też nie wchodź, bo zastaniesz to samo co tu, a jeśli chcesz wiedzieć gdzie są chłopki to musisz ich sama poszukać, bo wygoniłyśmy ich zaraz jak Alice miała wizje- wyrzuciła z siebie słowa z szybkością karabinu maszynowego.
- To ja wam nie będę przeszkadzać- powiedziałam i oddaliłam się do swojego pokoju by się spakować.
  Kiedy weszłam do siebie, moim oczom ukazała się libacja alkoholowa w wykonaniu moich braci, a towarzyszyli im bracia Cullenowie. Chłopaki chyba nawet nie zauważyli, że weszłam, bo dalej grali na X-Boxsie i popijali MOJEGO Burbona! O nie takiej rozpusty to nie będzie.  Szybko przeszłam przez pokój i stanęłam na środku, centralnie zasłaniając im telewizor.
- Zjeżdżaj grubasie! Właśnie bijemy rekord!- Warkną Chad i zaczął się wiercić by tylko ujrzeć ekran. Ja tym czasem bezceremonialnie odłączyłam telewizor z prądu i zaczęłam machać wtyczką.
- Zginiesz marnie! - warkną Ksawery i rzucił się na mnie razem z Chadem. Cullenowie przypatrywali się temu z rozbawieniem wymalowanym na twarzy. Tymczasem ja tarzałam się z chłopakami po całym pokoju. Dałabym im radę w chwili kiedy tylko mnie tknęli, ale nie chciałam by się załamali tym, że dziewczyna ich pokonała.
Tymczasem moi bracia wpadli na genialny pomysł wywieszenia mnie przez balkon. Chwycili mnie, jeden za nogi drugi za ręce i poszli na balkon.
- Nawet tego nie próbujcie!- krzyknęłam
- Mówiłem:  "Zginiesz marnie"- powiedział lekko Ksaw.
- Może by ktoś wywabił mnie z opresji?- zapytałam z kpiną, jakby to nie było oczywiste, że czekam na pomoc któregoś z Klanu Cullen
- Wybacz Bells, ale tak przyjemnie się na to patrzy- zaśmiał się Emmett. Nie no po prostu super, nikt nie ma zamiaru mi pomóc, nawet mój facet, siedzi na kanapie i tylko michę zaciesza, nie no zero wsparcia. Zaczęłam się trochę szarpać, ale wiedziałam, że w tej pozycji nie mam najmniejszych szans.
- Czy moglibyście mnie wreszcie puścić?!- zapytałam już lekko poirytowana.
- Jak myślisz bracie, spełnić prośbę naszej "kochanej" siostrzyczki- zapytał Chad z kaleczonym arystokrackim akcentem.
- Nie zrobicie tego!- zaśmiałam się zakładając ręce na piersi, musiało to komicznie wyglądać, bo Cullenowie, nie mogli się opanować
- Nas nie znasz?- zapytał Ksaw i w tym momencie....puścili mnie! Z piątego piętra! Nie no trzeba mieć nieźle we łbie nasrane, żeby zrobić coś takiego. Po paru sekundach lotu, wpadłam w drzewo. Super, teraz we włosach mam pełno gałązek i listków.
- Jak miło jest na to popatrzeć- zaśmiał się Ksaw.
- Z braćmi Swan się nie zadziera!- dodał Chad, odwrócili się i z powrotem weszli do pokoju. I jak tu wytrzymać pod jednym dachem z takimi oszołomami? Dziwnie, że jeszcze nie zwariowałam.
   Chciałam zeskoczyć z drzewa, ale chyba zaczepiłam o jakąś gałązkę, bo chwilę się z tym szarpałam. Kiedy w końcu udało mi się szarpnąć i uwolnić się, straciłam równowagę i runęłam na ziemię. Szybko się podniosłam i z resztkami godności ruszyłam ku zamkowemu wejściu. Ciuchy miałam potargane, a we włosach pełno liści i małych gałązek. Przy bramie stali dzisiaj Felix i Dimitri. Wiedziałam, że będą mieli ze mnie niezłą polewkę. Kiedy przechodziłam obok nich wiedziałam, że nie obędzie się, bez jakiegoś złośliwego komentarza
- Tylko jedno słowo, a będziecie wyglądać gorzej ode mnie- powiedziałam przechodząc obok nich. Kiedy odeszłam kawałek usłyszałam tylko ich stłumiony chichot.
Pośpiesznie udałam się do swojego pokoju, który jak się okazało był już pusty. Hm...nawet po sobie posprzątali. Uśmiechnęłam się do siebie i ruszyłam w stronę garderoby, by doprowadzić się do porządku.

25min późnej

Uff...zajęło mi to trochę czasu, ale udało się! W moich włosach nie ma już żadnych nieproszonych gości.
Jeszcze raz popatrzyłam na swoje odbicie w lustrze. Uśmiechnęłam się do siebie.
Po chwili opamiętałam się, z górnych półek ściągnęłam moje walizki i zaczęłam pakować wszystkie swoje ubrania i inne dodatki. W między czasie dokładałam jeszcze książki, płyty i inne takie. Za piątym kursem garderoba-sypialnia zorientowałam się, że nie jestem sama. Na łóżku leżał, z rękami za głową, Edward. Postanowiłam się z nim trochę podroczyć. Popatrzyłam na niego z pogardliwym wyrazem twarzy, a jego uśmieszek od razu spełzł mu z twarzy, szybko podniósł się do pozycji siedzącej, patrząc mi głęboko w oczy.
- Jesteś na mnie zła?- zapytał delikatnie i jakby ze skruchą (?). Hm. Czuje przede mną respekt. Bardzo dobrze. Niech się mnie trochę boi. Z udaną nonszalancją podeszłam do biurka zgarniając z niego laptopa i komórkę.
- Hm, zastanówmy się? Która dziewczyna nie była by zła po tym jak wyrzucono ją przez balkon z piątego piętra i po fatalnym upadku na drzewo i 25 minutowym wyciąganiu z włosów przeróżnych gówienek?- patrzył na mnie dziwnie, chyba powstrzymywał się by mnie nie wyśmiać- Chyba umiesz odpowiedzieć sobie na to pytanie- powiedziałam i weszłam do garderoby, która wyglądała jakby przeszło tam Tsunami. Włożyłam jeszcze kilka rzeczy do walizki, a kiedy się podniosłam, ramiona Edwarda oplotły mnie od tyłu, a nos zanurzył w moich włosach.
- Przepraszam, że nie wybawiłam Cię z opresji- szepnął
- Słabo naśladujesz rycerza, radziłabym nad tym popracować- powiedziałam wtulając się w jego tors. Było miło. I like.
- To co? Wybaczysz mi?- ponowił pytanie.
- Zastanowię się- błyskawicznie odwrócił mnie do siebie i głęboko pocałował- Czy ty próbujesz mnie przekupić?- zapytałam unosząc jedną brew do góry.
- A czy to coś dało?- zapytał z miną niewiniątka.
- No tak trochę.
- To tak: Było to przekupstwo- uśmiechną się i mocno mnie przytulił- Cieszę się, że wracasz ze mną do domu.
- Tak ja też- powiedziałam-Masz ochotę mi pomóc?- zapytałam.
Edward szybko omiótł wzrokiem cały pokój i skrzywił się nieco.
- Wybacz kochanie, ale nie- uśmiechną się i wyplątał się z moich objęć.
- Zapamiętam to sobie- powiedziałam wskazując na niego. Ten tylko uśmiechną się jak głupi do sera i podszedł do drzwi.
- Powodzenia z pakowaniem. Kocham Cię- powiedział i wyszedł, zostawiając mnie z tym całym Chaosem.


4h Później 

Ostatni raz spoglądam na zamek.
W duchu cieszę się, że wracam do prawdziwego domu, ciężko mi było pożegnać się z przyjaciółmi, ale obiecali mi, że będą mnie odwiedzać, więc trzymam ich za słowo.
- Chodź już Bello bo spóźnimy się na samolot- zaświergotała Olivia, przechodząc obok mnie i zaraz wsiadając do samochodu. Rzuciłam ostatnie spojrzenia na zamek, wsiadłam do auta i odjechałam za resztą mojego rodzeństwa, a za mną jechali Cullenowie.

***

Po załatwieniu wszystkich spraw na lotnisku, ustalenia kiedy sprowadzą nasze auta i odprawie, ruszyliśmy w kierunku samolotu.
- Cieszę się, że wracamy- powiedział Edward trzymając mnie za rękę i uśmiechając szeroko.
- Ja też- odparłam i weszłam po schodach do wnętrza. Sprawnie zajęłam miejsce między Olivią, a Dess. Miałam ochotę z nimi trochę pogadać. Edward chyba nie był zadowolony, z tego, że usiadałam z moimi siostrami.
Po chwili stewardessa oznajmiła, że czas przygotować się do startu. Zapięłam pasy i w spokoju czekałam na start.

***

Muszę przyznać, że razem z dziewczynami mam niezły ubaw. Ciągle patrzymy na chłopaków, którzy z marnymi skutkami próbują odgonić do siebie namolne stewardessy. Cudnie się patrzy na ich starania, a oni co chwila na nas zerkają oczekując na naszą rekcję.
Hahaha....Taka beka.
W takiej atmosferze upłynął nam cały lot. Musiałyśmy się opanować gdy stewardessa kazała nam ponownie zapiąć pasy, bo zbliżamy się do lądowania.



***

-  To nie wcale nie było zabawne- powiedział Chad w hali przylotów gdzie czekaliśmy na nasze bagaże (a było ich sporo). Razem z dziewczynami nie mogłyśmy się powstrzymać od śmiechu.
- Wręcz przeciwnie- zaśmiałam się- To było komiczne.
- Żałujcie, że nie widzieliście min tych lasek, kiedy odsyłaliście je z kwitkiem- dodała Destiny.
- Cóż, po prostu wiedzą jaki towar jest dobry- skomentował to Ksawery, ale zaraz dostał po głowie od Olivii
- Ej, a to za co?!
- Za miłość do Ojczyzny i chęć do życia- odparła lekko- Bierz torby kocie- zaśmiała się i ruszyła w stronę parkingu. Ksawery patrzył jeszcze za nią z głupią miną
- Lepiej rób co Ci karze, bo będziesz miał zakaz wstępu do sypiali- zaśmiał się Chad, klepną go w ramię i sam ruszył po torby swoje i Dess. Ksaw niewiele myśląc zrobił to samo, a zaraz po nim ja. Cieszyłam się, że jestem już w Seattle, bo stąd już niecała godzina drogi do Forks.
- Pomogę Ci- zaoferował się Edward nie wiadomo skąd pojawiając się obok mnie.
- Jestem samodzielna. Poradzę sobie- powiedziałam i ruszyłam w stronę wyjścia, a Edward za mną.
- Coś chyba mnie unikasz- zagadną- Całą podróż siedziałaś z Olivią i Dess, a na mnie nawet nie spojrzałaś- O czym ona gada? Chyba mu się poprzestawiało pod tą bujną czuprynką
- Zdaje Ci się- odparłam- A po za tym, czy jest coś złego w tym, że lubię spędzać czas z moim rodzeństwem?- zapytałam wychodząc z budynku i kierując się w stronę Jeepa Chada.
- Nie. Nie ma w tym nic złego- odparł z wymuszonym uśmiechem. O co mu chodzi? Przecież to, że z nim jestem nie świadczy o tym, że jestem jego na wyłączność. Bella i Edward zawsze i wszędzie, całując się i migdaląc. O nie! Ja nie z tych.
I tak rozmyślając doszliśmy do samochodu, w którym siedziało już całe poje rodzeństwo. Szybko wrzuciłam walizki na pakę, auta i odwróciłam się. Edward stał za mną obserwując każdy mój ruch. Trochę mnie to krępowało.
- Do zobaczenia- powiedziałam szybko, dałam mu całusa w policzek i zniknęłam w ciepłym wnętrzu samochodu. Usadowiłam się między siostrami, wsadziłam słuchawki w uszy i tak ruszyliśmy do domu. 


***


Po około godzinnej jeździe zajechaliśmy pod dom, a tam czekała na nas niespodzianka w postaci...Rodziców!
Szybko wybiegliśmy z samochodu i rzuciliśmy się na nich. Oni z uśmiechem przygarnęli nas do siebie.
- Co wy tu robicie?- zapytał Ksaw, kiedy się od siebie odsunęliśmy.
- Postanowiliśmy nieco skrócić naszą podróż i wrócić do domu wcześniej- oznajmiła pogodnie Serena.
- Nie mogliście nas uprzedzić?- zapytała z wyrzutem Olivia.
- Co to by była z niespodzianka gdybyście wiedzieli- zaśmiał się James i poczochrał włosy Olivii
- Tylko nie to pisnęła- wszyscy zaczęliśmy się śmiać.
- No to co ferajna!- krzykną James- Witajcie w domu!
- Grupowy misiek- krzykną Chad i znów się przytuliliśmy. Takie momenty właśnie kochałam. Może się to wydawać jakieś przesłodzone, ale mam to gdzieś!
Kocham moją zwariowaną, pokręconą i szaloną rodzinkę! 
Bo rodzina jest najważniejsza!

---------------------------------------------------------------------

Przepraszam za tak długą nieobecność.
Nie będę się wam tłumaczyć, bo moje tłumaczenia są zawsze takie same.
Teraz pozostaje mi przeprosić i zapytać czy rozdział się podoba :)

Komentujcie. Jest to dla mnie ogromnie ważne :)

Pozdrowionka ;) Ruda Weasley :*