sobota, 27 grudnia 2014

44. Wspomnienia

Oczami Jamesa


Jest ciepły słoneczny dzień
Chodź minęły dopiero dwa dni odkąd dzieciaki wyjechały na swoje "wakacje", można powiedzieć, że mi już ich brakuje.

Trzeba przyznać, że to właśnie Oni wprowadzają radość do mojej dość nudnej i długiej egzystencji.  Nie wiem, co bym zrobił gdybym ich nie miał…
Moje życie byłoby pewnie nudne i szare, a przede wszystkim przepełnione bólem po stracie Melody, a wcześniej mojego brata. Melody zginęła z rąk samego Ara. Zawsze chciała mieć dziecko. Dziecko, które będzie z nią zawsze... Na zawsze. Starałem się odwieść od tego pomysłu wszelkimi sposobami, ale nie udało mi się to. Melody przemieniła małą dziewczynkę- Anabell. 
Na początku, całkiem dobrze sobie radziła w roli matki nowo narodzonego dziecka... Do czasu. Pewnej nocy Anabell wymknęła się z domu do wioski oddalonej o 50mil od Volterry i wytłukło ją całą. Oczywiście Vollturi od razu się dowiedzieli. 
Anabell i Melody zginęły w płomieniach.
 Straciłem dwie bardzo bliskie mi osoby, w tak krótkim czasie. I obydwoje odebrało mi Volturii. Chciałem się zemścić. Chciałem zrobić coś żeby zobaczyli, że nie są bez karni, ale co ja mogłem? Sam jeden naprzeciw całej armii wyszkolonych wojowników, jakich posiadali.
 Więc opanowałem chęć zemsty i dziwnym zrządzeniem losu spotkałem Serenę.  Niesamowitą wampirzycę.
Bardzo mi pomogła po starcie moich najbliższych. Wiedziała jak ze mną rozmawiać, potrafiła (i dalej potrafi) wyciągnąć ze mnie każdą informacje, wszystko, co leżało mi na sumieniu i duszy.  Zawsze ze szczerym zrozumieniem wysłuchiwała tego co mam do powiedzenia. W tamtym okresie bardzo było mi to potrzebne i byłem jej wdzięczy za to, że po prostu była. Chociaż wiedziałem, że jest od Vollturich, przez to było mi trudno jej zaufać, ale i tak zdobyła moje zaufanie. Na dodatek jest siostrą samego Ara, a ja zaczynałem czuć do niej więcej niżbym wtedy chciał i wspomnienie mojej słodkiej Melody powoli odchodziło w najgłębsze zakamarki mojej pamięci, bo wampir nigdy nie może zapomnieć, ale może starać się zrobić wszystko, by tylko nie przywoływać bolesnych wspomnień.  
Pomogła mi się też pozbierać po utracie jedynego członka mojej prawdziwej rodziny… Mojego brata- Christopher’a.
Mówią też, że wampir zakochuje się tylko raz w swoim życiu. Może nigdy tak naprawdę nie kochałem Melody…, bo wiem, że teraz nie mógłbym żyć, bez Sereny. To ona jest jedyną miłością, jaką miałem.
Kiedy byłem z Melody myślałem, że ją kocham, ale wtedy jeszcze nie znałem mojej Sereny.
Mój brat zawsze mi powtarzał, że powinienem się jeszcze wyszumieć, że jeszcze jestem za "młody" na tę "jedyną". Jednak ja wolałem go nie słuchać i można powiedzieć, że dobrze na tym wyszedłem.
Właśnie... Christopher.
Mój drogi brat wolał skakać z kwiatka na kwiatek. Nie lubił przywiązania. Wolał być do końca życia sam, niż zakochać się raz i zostać z jedną kobietą do końca swojej egzystencji. A jednak los przygotował dla niego inny scenariusz niż ten sam sobie pisał.
Christopher się zakochał.
Nie było by w tym nic nadzwyczajnego, gdyby jednak nie pewien fakt, że wybranka jego serca była śmiertelniczką. Nie pochwalałem tego, ale też nie miałem mu prawa niczego zabraniać. Kiedy on był szczęśliwy ja też byłem szczęśliwy.
Jednak był ktoś komu się to nie spodobało.
Volturii.
Christopher się zbuntował, odszedł od ich straży przybocznej i przeniósł się do Francji, tam gdzie była jego ukochana. Nikt z Volturich nie wiedział, gdzie On jest. Od razu wysłali kilku tropicieli by go znaleźli. Oczywiście nie obyło się bez szantażowania i torturowania mnie, w nadziei, że zdradzę miejsce jego pobytu. w końcu zamknęli mnie w lochach i chcieli trzymać tam do końca moich dni. Tam znalazła mnie Serena i uwolniła. Kazała mi uciekać. Ja jednak nie chciałem jej słuchać. Nie mogłem jej tu zostawić, a chciałem za wszelką cenę ratować jedyną osobę na świecie, która mi została. Kiedy się sprzeciwiłem, była wręcz oburzona, ale ja chciałem jedynie wyruszyć, odszukać Chrisa i chciałem by ona ruszyła ze mną.
Wtedy usłyszałem, że mojego brata już nie ma.
Volturii dopięli swego.
Pozbawili mnie sensu, życia.
Chciałem ze sobą skończyć, nie chciałem już dłużej żyć.
Wtedy usłyszałem po raz pierwszy od Sereny, że mnie kocha. To było jak kubeł zimnej wody. Zdałem sobie sprawę z tego, że jednak mam dla kogo żyć, że jest ktoś z kim chcę dzielić resztę mojej egzystencji. 
Wtedy podjęliśmy decyzję o ucieczce. Serena powiedziała mi, że podczas mojego pobytu w lochu, znalazła w lesie dziewczynę, którą ktoś przemienił i zostawił pastwę losu. Serena chciała ją zabrać ze sobą, miałem co do tego spore wątpliwości, ale chciałem jej pomóc. Wtedy Serena powiadomiła mnie, że w jej życiu jest ktoś jeszcze, ktoś kogo kocha całym sercem. W nocy poszliśmy do starej chaty w lesie. Zobaczyłem tam czerwonooką młodą nowo narodzoną, trzymała na rękach małe zawiniątko. Kiedy podeszliśmy bliżej zerwała się z krzesła przyciskając owe "coś" do piersi. Usłyszeliśmy cichy płacz.
"- Destiny. Spokojnie.- zaczęła uspokajającym głosem Serena- To James... Nie zrobi nam krzywdy-". Dziewczyna trochę się uspokoiła i niepewnym krokiem podeszła do mnie. Po chwili moim oczom ukazał się najpiękniejszy szkrab jakiego kiedy kolwiek widziałem.
"- To jest Isabella, ale ja nazywam ją Bella"- Wtedy dziecko spojrzało na mnie przepięknymi czekoladowymi oczami.
Zakochałem się od razu.
Więc nie zastanawiając się wiele po prostu uciekliśmy.
I takie były początki naszej rodziny. W miarę upływu lat dołączali do nas Ksawery, Olivia, Chad.
I nareszcie odzyskałem to co tak brutalnie mi odebrano.
Nie chcę się nad sobą użalać, ani nic z tych rzeczy, ale można powiedzieć, że życie już dostatecznie dało mi w kość. Teraz się cieszę, że mam tak wspaniałą rodzinę, za którą oddałbym życie. 
Westchnąłem i spojrzałem na zdjęcie naszej szczęśliwej rodziny stojące na moim biurku. Mimowolnie się uśmiechnąłem.  
Nagle usłyszałem pukanie.
- Co robisz kochanie?- zapytała Serena wchodząc do pokoju. 
- Wspominam- odpowiedziałem. Odchyliłem się na krześle i śledziłem wzrokiem jej poczynania. Podeszła do mnie i usiadła mi na kolanach. Objąłem ją przyciągając do siebie. 
- I doszedłeś do jakiś konkretnych wniosków?- zapytała z Ciepłym uśmiechem, który towarzyszył jej od zawsze.
- Tak- odpowiedziałam zaglądając głęboko w jej złote oczy- Nie wiem co bym bez Was zrobił... Bez Ciebie- pochyliłem się i pocałowałem ją. Oddała pocałunek.
- Kocham Cię
- Kocham Cię- odpowiedziałem.



--------------------------------------------------------------------------

Przepraszam...

Znaleźliście powiązanie?

Elena Katherine Gilbert Pirce :)

P.S Proszę o motywujące komentarze, które zachęcają do pisania.

 

czwartek, 25 grudnia 2014

Święta

Z okazji Świąt Bożego Narodzenia,
chciałabym Wam życzyć wszystkiego co najlepsze.
Abyście byli każdego dnia szczęśliwi, 
Aby w Waszym życiu było jak najwięcej dobrych momentów, a jak najmniej tych złych.
Oby Nowy Rok przyniósł Wam pomyślność,
Niech będzie lepszy niż 2014, ale gorszy niż 2016
Dużo szczęścia i słodyczy życzą 
Swan'owie
Cullen'owie
 i ja - Elena Katherine Gilbert Pirce



P.S Informuje, że nowy rozdział pojawi się już w sobotę !!! 

sobota, 6 grudnia 2014

Mam dwa latka !

Dokładnie tydzień temu mój Blog skończył dwa latka !

Taka gapa ze mnie, że zapomniałam o rocznicy założenia ;c ale mam dobre usprawiedliwienie! Ponieważ musiałam się przygotowywać do egzaminów próbnych :)
Mam nadzieje, że wybaczycie mi tę gafę z mojej strony :)

I taki dostałam prezent od Was na rocznicę ! Dzięki wam mój blog, moja historia ma już 50 000tys. wejść!
Bez Was nie byłoby tej historii!  To właśnie Wy swoimi komentarzami dajecie mi siłę do pisania, kolejnych rozdziałów tej historii :)
Dziękuje! :) <3

Kocham Was !

Elena Katherine Gilbert Pirce ;*



Wszystkiego najlepszego z okazji Mikołaja !

Witam, witam, witam !,
po tak długiej nieobecności :)

Chciałabym wam złożyć serdeczne życzenia z okazji 6 grudnia :)
Chyba wszyscy byliśmy grzeczni i Mikołaj o Nas nie zapomniał ;)

Pochwalcie się co tam Wam Mikołaj sprezentował ?


Chciałam Wam też powiedzieć, że żyję i moim prezentem dla Was będzie kolejny rozdział historii, który ukażę się już w przyszłą sobotę  (przepraszam, że dopiero wtedy, ale wcześniej się nie wyrobie, mam nadzieje, że to zrozumiecie) :)
Jedyne czego mi trzeba to waszych komentarzy na zachętę!

Lovki <3

Elena Katherine Gilbert Pirce ;*



środa, 20 sierpnia 2014

Nominacja :)


Nominacje otrzymałam od: lilka24 z bloga (http://mystery-of-bella-and-anyone.blogspot.com/)



Bardzo za tę nominacje dziękuje :)



Pytania:
1. Czy to twój pierwszy blog?

    Tak to jest mój pierwszy jaki założyłam, aczkolwiek prowadzę jeszcze jeden 

2. Do której klasy idziesz po wakacjach?

    Po wakacjach idę do 3 klasy gimnazjum 

3. Masz rodzeństwo?

    Mam


4. Ulubiona słodycz?
    Ciasto mojej babci <3 


5. Ulubiony zespół/ wokalista/wokalistka?
   Mój ulubiony zespół to Aerosmith 

6. Z czego czerpiesz inspirację?

   Z książek które czytam, z muzyki, z własnych doświadczeń... 

7. Ulubione danie?

    Spaghetti i knedle <3 
 8. Czego nie lubisz w szkole?
    Tego, że trzeba rano wstawać. Sen to mój najlepszy przyjaciel.

9. Jaki jest twój ideał chłopaka?

    Nie mam jako takiego ideału, ale spróbujecie sobie wyobrazić połączenie:
   - Daniela Radcliffe
   - Paula Wesleya 
   - Iana Somerhalder'a 
   - Jamie'go Campbell'a Bower'a 
   - Bena Barnes'a 
   - Johnny'ego Deppa 
   I nie chodzi tu o wygląd (no o wygląd trochę też), ale o ich charakter, zachowanie, role jakie odgrywają

10. Ulubiony miesiąc?
      Styczeń

11. Ulubiona pora roku?

      Jesień 

12. Ulubiony sport?

      Siatkówka 


Jeszcze raz dziękuje za nominacje ;) 

Niestety ja nikogo nie nominuje 

Pozdrawiam ;) 
Elena Katherine Gilbert Pirce ;* 

wtorek, 19 sierpnia 2014

43. "Musicie nam pomóc..."

  Dziewczyna opierała się plecami o ścianę i podpierała się o nią  jedną nogą, a ręce miała splecione na piersi.
Była wysoka, miała czerwone włosy i usta, kolczyk w wardze i nosie. Na  ramionach miała tatuaż.  Była bardzo ładna. Wyglądała tak jak, ja chciałam kiedyś wyglądać.
Patrzyła na mnie beznamiętnym wzrokiem, jakby takie sceny widywała na co dzień. Puściłam bezwładne ciało chłopaka na ziemię, by mieć czym się bronić w razie ewentualnego ataku i odwróciłam się całkiem w jej stronę. Chłopak był nieprzytomny, ale żywy.
  Dziewczyna nadal stała w tej samej pozycji. Jej twarz nie wyrażała żadnych emocji. Założyłam ręce na piersi i  patrzyłam na nią oczami bez wyrazu.
- Kim jesteś?- zapytałam. Z westchnieniem odepchnęła się od ściany i zaczęła do mnie powoli podchodzić. Złowieszczy stukot obcasów jej botków, odbijał się echem od ścian.
- Kimś, kto pokaże Ci jak traktuje intruzów na swoim terytorium-  powiedziała i z tymi słowami rzuciła się na mnie.  Szybko zrobiłam unik, ale Dziewczyna była równie szybka. Teraz już nie miałam żadnych obiekcji co do tego, że była wampirem.
Wampirzyca uśmiechnęła się szyderczo i ponowiła atak, jednak nie wiedziała, że ma przed sobą doskonale wyszkolonego wojownika, szkolonego w samej Vollterze.
Ułamek sekundy później poczułam na przed ramieniu uścisk. Od razu zareagowałam i posłałam dziewczynę na ścianę zaraz obok nieprzytomnego chłopaka. Ta jednak się  nie poddawała i już chwilę potem była przy mnie. Podcięła mi nogi, a kiedy upadłam kopniakiem posłała mnie parę metrów dalej. Postanowiłam użyć na niej daru.  Słyszałam jej szybkie kroki w moją stronę, więc szybko poderwałam się na nogi. Skupiłam całą swoją energię. Wszystkie emocje, wszystkie odczucia które kłębiły się we mnie i wokół mnie.
Po kilku sekundach, zaczęłam czuć mrowienie w rękach. Mrowienie narastało. Moment kulminacyjny nastał kiedy wampirzyca wymierzyła pięść w moją stronę. W ułamku sekundy złapałam jej rękę, tym samym wywołując zdziwienie na jej twarzy i uwolnienie mojej mocy.
Wampirzyca krzyknęła i padła na ziemię, wijąc się w konwulsjach. Puściłam ją, żeby w następnej chwili chwycić ją za gardło i przyszpilić do ściany.
Moja  moc powoli ze mnie uchodziła, w miarę jak się uspokajałam.
Dziewczyna przestała się krzywić i zaczęła brać serię płytkich oddechów. Próbowała się wyrwać, ale ja byłam silniejsza.
- Teraz odpowiesz mi na moja pytanie.? Kim jesteś?!- zapytałam przez zęby, a moje oczy rzucały iskry w jej stronę.
- Mieli racje. Jesteś dobrym wojownikiem.
- Kto miał racje? O czym ty mówisz?- zapytałam zdezorientowana, mocniej przyciskając ją do ściany. Wampirzyca zaczęła jeszcze bardziej się rzucać, ale to nie stanowiło dla mnie problemu. Wiedziałam, że jestem od niej starsza i silniejsza.
- Obserwujemy Cię już od dłuższego czasu. Ciebie i twoją rodzinę- powiedziała- Wiemy, że Wy możecie nam pomóc.
- Jacy My? Jaka pomoc?! O co Ci chodzi?!- zapytałam już totalnie nie rozumiejąc o co jej chodzi.
- Jestem Erica- sapnęła- Prawa ręka Przywódcy wampirzych rebeliantów, chcących obalić rządy Vollturich- nie no, tego to ja się nie spodziewałam. Patrzyłam na nią wielkimi oczami, nie wiedząc co powiedzieć.
Widziałam, jak na jej twarz wstępuje wyraz triumfu i uśmiech.
- Jeśli mnie puścisz, opowiem Ci wszystko co chcesz wiedzieć. Na pewno masz pytania- zaczęła chytrze, ale ja nie dam się przechytrzyć takiej małolacie. Momentalnie wzmocniłam uścisk, na jej gardle.
- Co to, to nie- syknęłam- Zrobimy to na moich zasadach- powiedziałam. Szybko ją puściłam i chwyciłam za ramię, uwalniając trochę mocy, by nie mogła mi się wyrwać, podczas naszej krótkiej podróży. Spojrzała na mnie zdziwiona i jakby oburzona.
- To ze względów bezpieczeństwa- powiedziałam słodko i po chwili byłyśmy w drodze do naszego domu.



***

Miałam szczęście, że jest tak wcześnie.
Nikt nie wiedział jak prowadzę Erice, nikt nie zadawał zbędnych pytań.
Jedynym problemem jest to, że moje rodzeństwo będzie na maksa wkurzone. Tak się cieszyliśmy na wspólne NORMALNE wakacje, a tym czasem mamy kolejną przeszkodę na naszej drodze.
Czy to zawsze JA muszę mieć takiego cholernego pecha? Czemu to się nie uczepi nikogo innego? Powinnam mieć na czole napisane "Nie podchodzić! Stwarza zagrożenie dla siebie i osób w jej otoczeniu".
- Nie będziemy się odzywać, przez całą drogę?- zapytała
- Nie mam Ci już nic do powiedzenia- odparłam szorstko- Pogadamy jak tylko dojdziemy do domu- westchnęła i przewróciła oczami, ale nie odzywała się całą dalszą drogę.

Szłyśmy jeszcze kilka minut.
Słońce zaczęło wschodzić i rzucać pierwsze promienie na ulice i chodniki. Musiałam przyspieszyć kroku, żeby nikt nas nie zauważył.
- Spokojnie sprinterko- zaśmiała się Erica, kiedy przekraczałyśmy próg domu- W tej części miasta, nie wstaje się szybciej niż przed 10 - Cóż, mnie do śmiechu nie było. Wytężyłam słuch, by zlokalizować resztę członków mojej rodzinki. W domu ich nie słyszałam, ale dochodziły mnie głosy z patio, z którego wychodziło się na plaże.
Nie chcąc tracić czasu, przeszłam do części jadalnej ciągnąc za sobą, znudzoną Erice. Szarpnęłam za krzesło, które stało przy stole i pchnęłam na nie wampirzycę
- Innych gości też tak traktujesz?- zapytała sarkastycznie. Nie miałam ochoty tego komentować, więc tylko posłałam jej zniesmaczone spojrzenie. Odwróciłam się w stronę drzwi, by zawołać resztę towarzystwa.
- Czy możecie tu na chwilę przyjść?- nie musiałam wołać. I tak mnie usłyszeli. Po chwili usłyszałam zbliżające się krok i śmiechy. Spojrzałam na Erice. Siedziała z założonymi na piersi rękami założyła nogę na nogę, a wzrok miała kpiący.
- Aż taka ciekawa jestem, że się tak na mnie patrzysz?- zapytała, wykrzywiając usta w uśmieszku.
- Widzę, że skromność to twoje drugie imię.
- Pracuje nad tym- odparowała. Pod względem zachowania, i ciętego języka bardzo przypominała mi Nathalie. Właśnie... moja Nath. Już dawno nie miałam od niej wieści. Mam nadzieje, że nic się jej nie stało. Chociaż, nie wiem czemu się martwię. Nathalie to twarda sztuka i nie da sobie w kasze dmuchać...
Moje rozmyślenia przerwało nadejście mojego rodzeństwa. Odwróciłam się w ich stronę w chwili, w której oni zatrzymali się wlepiając wzrok w naszego porannego gościa.  Ich zdziwienie i dezorientacja trwały ułamek sekundy.
- Kto to jest?!- zaczęła Olivia. Wszyscy przeszywali Erice wzrokiem, a ona nic sobie z tego nie robiła.
- To jest Erica- powiedziałam, wskazując na nią ręką. Uśmiechnęła się i pomachała do nich palcami. Moje rodzeństwo jednak, ani na chwilę nie spuszczali jej z oczu.
- Mam lepsze pytanie: Co Ona tu robi?!- odezwał się Chad. Otwierałam już usta, żeby wyjaśnić o co chodzi, ale nasz przemiły gość mnie uprzedził. 
- Jestem tu, bo tylko wy możecie Nam pomóc- odparła z krzywym uśmieszkiem.
- Jakim: Nam?- wtrąciła zniecierpliwiona Destiny
Erica teatralnie przewróciła oczami. Poprawiła się na krześle, założyła nogę na nogę i zaczęła mówić.
- Więc tak- odchrząknęła- Jestem Erica. Prawa ręka Przywódcy wampirzych rebeliantów. Nasz klan powstał, by obalić Vollturich...
- Wow, moment, czekaj, czekaj.... Jak to: Obalić Vollturich?- zaczął Chad
- Normalnie. Każdy normalny wampir ma dość rządów, tych arystokratycznych pijawek. Przez nich straciłam cało rodzinę. Wiele wampirów przed nimi ucieka. Wy powinniście coś o tym wiedzieć- przejechała wzrokiem po każdym z nas. Nikt z nas nie wiedział za bardzo co ma powiedzieć. Skąd ona tyle o nas wie?
- Dogadaliśmy się z Vollturi. Dali nam spokój- powiedziała twardo Dess. Erica prychnęła.
- I Ty serio w to wierzysz?- twarde spojrzenie Destiny nie było już takie pewne. Erica wlepiała w nią swój krwistoczerwony wzrok- Tak myślałam. Vollturi, nigdy nie zostawiają nikogo od tak. A my, nasz klan zamierza położyć kres ich rządom!
- Może zacznij po kolei- zaproponował Ksawery. Postanowiłam usiąść, bo nie wiedziałam ile jeszcze rewelacji zdołam utrzymać. Moje rodzeństwo poszło w moje ślady i usiedzi na krzesłach.
- A więc, kilkadziesiąt lat temu, żyliśmy sobie spokojnie z moimi rodzicami na obrzeżach Paryża. Mój "ojczym"był strażnikiem w Vollterze. Kiedy został wysłany na misję do Francji zakochał się w mojej matce. Śmiertelniczce.
Mój biologiczny ojciec zmarł kiedy tylko przyszłam na świat, zostawiając moją matkę i mnie same, zdane tylko na siebie.
 Kiedy matka poznała Christophera, miałam może ze 3 latka. Polubiłam go.
Co nie zmieniało faktu, że byłam człowiekiem, ale to nie robiło dla niego różnicy. Nie miał ochoty na moją krew.
Obiecał mojej matce, że do nas wróci, że nas nie zostawi, tylko musi coś załatwić. I załatwił. Postawił się dla Vollturich, odszedł z ich straży przybocznej i przyjechał do nas, do Francji. Już wcześniej, zanim wyjechał wyjawił mojej matce prawdę o sobie, kim na prawdę jest, ale jej to nie przeszkadzało...- wszyscy słuchaliśmy jej opowieści. Nikt jej nie przerywał. Wydawała się taka szczęśliwa kiedy o tym mówiła. Wzrok miała mglisty, a na jej ustach widać było uśmiech, ale nie krzywy czy złośliwy, ale szczery, taki prosto z serca-... Kochała go. I ja też go pokochałam. To on mnie wychował, traktował mnie jak swoją córkę, a ja jego jak ojca.
Około roku, kiedy już był z nami, przemienił moją matkę, kochał ją tak bardzo, że nie chciał spędzać bez niej reszty życia. Razem z nią postanowił, że przemieni mnie w moje siedemnaste urodziny. I tak też zrobił.
I tak kilka dni po mojej przemianie, kiedy siedziałam zamknięta w piwnicy, usłyszałam, szamotaninę na górze w domu. Słyszałam bardzo wyraźnie, głosy i krzyki, ale byłam zbyt przerażona i zdezorientowana, by cokolwiek zapamiętać. Kiedy nagle poczułam swąd spalenizny wiedziałam, że muszę uciekać. Więc wybiłam szybę w piwnicznym oknie i wyrwałam kraty, wydostałam się na zewnątrz i uciekłam kilkanaście metrów dalej. Kiedy patrzyłam na palący się dom wiedziałam, że zostałam sama. Wiedziałam, że już nigdy więcej nie zobaczę mamy, ani taty...- jej głos nagle stał się cichy, a oczy były puste. Bez wyrazu. Wiedziałam, że w tej chwili ma przed oczami te straszne obrazy. Bardzo jej współczułam- Zostałam bez niczego. Nie miałam ubrań, pieniędzy, nie miałam dokąd pójść. Zaczęłam kraść. Ubrania, pieniądze... Jedzenia nie musiałam- uśmiechnęła się drapieżnie- Kiedy w miarę stanęła na nogi, wyjechałam. Pojechałam do Nowego Orleanu. To tam zrobiłam sobie tatuaż, przefarbowałam włosy i zrobiłam kolczyki. Chciałam zacząć od nowa.
Pewnej nocy, kiedy przechodziłam jakąś ciemną uliczką, ktoś mnie zaczepił. Powiedział, że wie co mi się przytrafiło i że pewnie chcę się zemścić. Powiedział, że mi pomoże i że takich jak ja jest więcej. Powiedział, żebym się do niego przyłączyła, a pomoże mi pomścić rodziców i zemścić się. Tak właśnie poznałam Przywódcę. Dołączyłam do Klanu i zaczęłam pomagać, w poszukiwaniu wampirów w podobnej sytuacji- zakończyła swoją opowieść. Zamrugała kilka razy i spojrzała na nas.
- No cóż... twoja historia... to jak się przed nami otworzyłaś... Ale co MY mamy z tym wspólnego?- zapytał koślawo Chad.
- Och! Czy Ty nic nie rozumiesz?!- poderwała się z krzesła i zaczęła krążyć po pokoju, gestykulując- Jako jedyni byliście szkoleni przez samych Vollturich. Mieszkaliście tam, wiecie, jak walczą, znacie zamek! Tylko wy możecie nam pomóc. Vollturi was też mają na celowniku! Nim się obejrzycie skończycie na stosie razem z innymi!
Spojrzeliśmy po sobie. Erica zatrzymała się przed nami głęboko oddychając. Poniekąd miała racje jeśli Vollturi się kogoś uczepią to nie ma zmiłuj. Albo jesteś z nimi, albo śmierć. Cóż, osobiście jeśli miałabym wybór, to wybrałabym opcje numer dwa. Jeszcze raz wymieniliśmy spojrzenia.
- Musicie nam pomóc. W was nasza jedyna nadzieja.


-------------------------------------------------------------------------------------

Strasznie mi wstyd..... ;c
Nie mam słów by to opisać.
Przepraszam....

Pozdrawiam i przepraszam
Elena Katherine Gilbert Pirce

P.S Jak Wam się podoba nowa postać? Jej zdjęcie możecie naleźć w zakładce "Bohaterowie"

Rzucajcie jakieś komy :) Dziękuje

sobota, 7 czerwca 2014

42. Kłopoty

 Uwaga, uwaga!
Pojawi się ktoś nowy :))
 -----------------------------------------------------------------------

Kiedy nasz samolot wylądował, była późna noc.
I całe szczęście ponieważ mogliśmy uniknąć krępujących pytań, na temat "czemu się błyszczysz". Było by to trochę krępujące do wyjaśniania, ale mniejsza z tym.
Zabraliśmy swoje bagaże i poszliśmy do garażu gdzie miały czekać na nas wcześniej zamówione samochody. Weszliśmy na parking, ale nie czekał na nas nasz samochód.
- To chyba jakaś kpina!- żachnął się Chad- Czy nasz tatusiek urządza sobie jakieś żarty?- zapytał chodząc po parkingu w tę i z powrotem.
- Czekaj, zaraz do niego zadzwonię- powiedział Ksawery przykładając telefon do ucha.
- Powiedz mu, że jak wrócimy to mu nogi z...- nie dokończył, bo napotkał mroźne spojrzenia Destiny- ... no wiesz co masz powiedzieć!- krzyknął. Ksawery podniósł kciuk do góry, w geście zrozumienia.
- Nie będę tam szła na piechot- zaczęła piszczeć Olivia. Pokręciła się jeszcze trochę i usiadła na walizce. Wyjęła tablet i zaczęła szybko po nim stukać. Destiny wyjęła szkicownik i zaczęła rysować. Chad dalej łaził i gadał do siebie, a Ksawery rozmawiał przez telefon. Nie wiedziałam co mam robić, więc postanowiłam zadzwonić do Edwarda. Wiem, że taka rozmowa to głupi pomysł po naszej małej sprzeczce, ale muszę wiedzieć co u niego, czy dalej się na mnie gniewa. Szybko wydobyłam telefon z torby i wybrałam numer Edwarda. Odebrał po pierwszym sygnale:
- Halo?- kiedy usłyszałam jego ciepły głos zrobiło mi się gorąco.
- Cześć- zaczęłam niepewnie- Dalej jesteś na mnie zły?- zapytałam. Po drugiej stronie usłyszałam głębokie westchnienie.
-Bello, nawet gdybym chciał to nie potrafię się na Ciebie długo gniewać- odpowiedział, a mi jakby spadł kamień z serca.
- Na prawdę przepraszam, że nie mam dla Ciebie więcej czasu. Obiecuję, że kiedy wrócę to się ode mnie nie uwolnisz- zagroziłam.  Po drugiej stronie usłyszałam jego śmiech. Tak dobrze było go słyszeć. Wiedziałam, że już się na mnie nie gniewa.
- Trzymam Cię za słowo- powiedział wesoło- A wy już dolecieliście? Zadomowiliście się w domu?- zapytał.
- Ochhhhh... Dolecieliśmy, ale o zadomowieniu jak na razie nie ma mowy- westchnęłam.
- A co się stało?
- Nasz kochany tatuś obiecał nam zamówić samochód... ale oczywiście coś musiało mu wypaść i zapomniał o nas- westchnęłam.
-Nie martw się. Na pewno sobie o Was przypomni jak przyjdzie czas- zaśmiał się.
- No dziękuje Ci bardzo za takie pocieszenie- prychnęłam. W tym samym czasie podszedł do nas Ksawery- Muszę już kończyć, Ksawery dowiedział się co i jak. Kocham Cię
- Miłych wakacji. Ja Ciebie też- uśmiechnęłam się do siebie i poszłam do rodzeństwa.
- I co? Wiecie o co chodzi?- zapytałam.
- Powiedział, że jak na wampiry to jesteśmy wyjątkowo głupi...- zaczął Ksawery-... i kazał się odwrócić- natychmiast to zrobiliśmy, a z oddali dało się słyszeć ciche pomruki silnika i naszym oczom ukazał się piękny Maserati Cabrio. Szczęki nam opadły.
- Fiuuuu- gwizdnął Chad- Tatuś się postarał- zaśmiał się i poszedł oglądać auto. W tym samym czasie rozdzwonił się telefon Ksawerego. Odebrał go, a po chwili wszyscy usłyszeliśmy głos Jamesa.
- I co gówniarze- zaśmiał się- Tatuś nie pożałował
- Muszę przyznać, że całkiem nieźle Ci poszło- powiedziałam, wgapiając się w auto.
- Tatusiu! Kocham Cię- krzykną Chad sadowiąc się za kierownicą.
- Niech ktoś walnie za mnie tego debila- powiedział. Zaśmiałam się pod nosem- Dobra dzieciaki, ja już Wam nie będę przeszkadzał. Bawcie się dobrze, pijcie, ćpajcie róbcie co chcecie, bylebym się o tym nie dowiedział- zaśmiał się.  Boże, jakie on ma głupie pomysły. Ale i tak go wszyscy kochamy.
- Jezu James, czy Ty możesz się zachowywać jak normalny ojciec?- zapytała Destiny
- A co? Chcecie mieć w domu starego zgreda- zaśmiał się- Nie, nie ma takiej mowy. Muszę komuś uprzykrzać życie. A teraz przepraszam, ale mam randkę z piękną blondynką o imieniu Serena- oznajmił z dumą, po czym się rozłączył.
- Nie chcę wiedzieć, jak ta "randka" się skończy- powiedział z niesmakiem Ksawery, chowając telefon do kieszeni. Wszyscy wzdrygnęli się na samą myśl o tym.
- No to jak? Jedziemy?- zapytał Chad. Wrzuciliśmy walizki do bagażnika i z piskiem opon wyjechaliśmy z lotniskowego parkingu.
Siedzący z przodu Ksawery zapuścił muzykę i udaliśmy się do naszej wspaniałej wakacyjnej posiadłości. 


***

Tylko pół godziny zajęło nam znalezienie, naszego wakacyjnego domu.
Kiedy podjechaliśmy pod bramę, ochroniarz nas wylegitymował i otworzył bramę prowadzącą na sam podjazd.
Dom na żywo wyglądał jeszcze lepiej niż w internecie.
- Proszę o wysadzenie szanownych tyłków z samochodu i o zabranie swoich rzeczy- oznajmił Chad zatrzymując wóz. Przewróciłam oczami, ale i tak zrobiłam to co kazał zrobić. Wyciągnęłam swoją walizkę na kółkach i ruszyłam w stronę domu. Usłyszałam jeszcze jak Destiny każe Chadowi wydorośleć, co bądźmy szczerzy nigdy się nie zdarzy.
Nie chciałam przysłuchiwać się ich kłótni, więc weszłam do domu i aż oniemiałam.
W środku był jeszcze ładniejszy niż na zewnątrz.
Z drzwi wchodziło się od razu do salonu. Na lewo były schody prowadzące na piętro. Po prawej były kanapy, fotele, stolik do kawy, biblioteczka i oczywiście telewizor. Było też wyjście na naszą prywatną plażę. Na wprost od wejścia znajdowała się przestronna kuchnia połączona z jadalnią. Jakże praktycznie, ale nie dla nas. 
Postanowiłam skorzystać z okazji i wybrać sobie pokój. Wzięłam więc walizkę i schodami udałam się na piętro.
Znajdowało się tam pięć par drzwi. Otworzyłam pierwsze i okazały się to być drzwi do łazienki. Otworzyłam drugie i trafiłam na piękną sypialnię z widokiem na morze. Od razu mi się spodobała i postanowiłam nie zaglądać już do innych pokoi.
Weszłam, rzuciłam walizkę na łóżko. Podeszłam do drzwi balkonowych i z impetem je otworzyłam.
Uderzyło mnie chłodne, wilgotne morskie powietrze.
Był bardzo wczesny ranek, więc słońce jeszcze nie wyszło zza horyzontu. Postanowiłam więc, że pójdę na małe polowanie, bo od kilku dni nic nie jadłam.
Zostawiłam walizkę tak jak ją rzuciłam i wyszłam z pokoju.
Na dole usłyszałam rodzeństwo, więc pewnie się dogadali. Szybko do nich zeszłam
- Idę coś zjeść- oznajmiłam chwytając za klamkę.
- Czekaj!- powiedziała Olivia. Boże... a ta znów ma jakieś "ale". Niechętnie odwróciłam się do niej i założyłam ręce na piersi.
- Oj, już nie przesadzaj- popatrzyła na mnie krytycznie- Nie zajmę dużo twego cennego czasu- westchnęłam i opuściłam ręce. Z Olivią nie ma się co kłócić.
- Chciałam tylko powiedzieć, żebyś na siebie uważała, bo niedługo świta..., a po drugie to, że wieczorem idziemy gdzieś potańczyć, zaszaleć, upić się i takie tam- powiedziała jakby od niechcenia. Wszyscy patrzyliśmy na Livie i słowa nie mogliśmy wykrztusić- No co? James powiedział, że mamy korzystać z życia.
- Nie no siostra- zaśmiał się Chad- Ja Cię nie poznaję- powiedział  i poczochrał jej włosy za co dostał po łapach.
- Czy to wszystko? Mogę już iść?- zapytałam z nadzieją
- Idź, ale wracaj do Nas szybko- powiedział Ksawery. Odetchnęłam z ulgą i wyszłam zostawiając ich samych. Niech się dzieciaki sobą nacieszą.


Idąc ulicami, nie spotkałam praktycznie nikogo. Tylko parę osób. Czyżby nici z mojego śniadania?
Kiedy tak szłam z nadzieją, że wreszcie mi się poszczęści, napisałam sms-a do Edwarda:


Już się zadomowiłam :) 
Muszę przyznać, że James na prawdę się postarał. 
Jestem teraz na polowaniu, ale nie znalazłam nikogo godnego uwagi. 
Wiem, że nie pochwalasz mojej diety, ale niestety musisz się przyzwyczaić ;)

Kocham. Bella :* 


Kiedy kliknęłam wyślij, zauważyłam biegnącego w moją stronę chłopaka.  Szłam właśnie plażą, na której nie było żywej duszy, więc uznałam, że to idealny moment. 
Włączyłam swój instynkt myśliwego. 
Niby nieśmiało pomachałam to wysokiego, dobrze zbudowanego, ciemnowłosego chłopaka. Uśmiechną się do mnie i zatrzymał obok mnie jednocześnie wyciągając z uszu słuchawki
- Cześć- uśmiechną się- Jestem Trey- podał mi rękę, a ja uścisnęłam ją śmiało.'
- Witaj. Bella- uśmiechnęłam się słodko, a on, aż się rozpływał. 
- Co robisz tutaj sama tak wcześnie?- zapytał
- Podziwiam widoki, rozmyślam, upajam się szumem fal. A ty co tutaj robisz?
- Biegam- o tak bardzo inteligentnie. 
- Trenujesz coś?
- Lekkoatletykę. Biegam- odpowiedział dumnie
- Ja też trenuję biegi- zaśmiałam się. Achhh... nie ma to jak gadać ze swoim jedzeniem.
- Na prawdę?
- Tak. Jeśli chcesz, możesz iść ze mną. Przebiorę się i razem pobiegamy. Co ty na to?- zapytałam. Wiedziałam, że nie będzie mógł mi się oprzeć. 
- Dobra- odpowiedział ochoczo. Udaliśmy się razem do wyjścia z plaży. Był to krótki tunel. Nad nami była droga. Trey był przystojny nie mogę zaprzeczyć, ale ja byłam głodna, a w pobliżu nie było nikogo innego. 
Kiedy weszliśmy do tunelu złapałam go za łokieć i pchnęłam na ścianę. Był zbyt oszołomiony, a ja skorzystałam z okazji i wpiłam się w jego szyję. Poczułam w ustach słodki smak mojego życiodajnego nektaru. 
- No proszę- usłyszałam za sobą wdzięczny dziewczęcy głos. Szybko oderwałam się od chłopaka i odwróciłam za siebie. Zobaczyłam dziewczynę- Widać, że nie tylko ja się tu tak odżywiam- posłała mi krzywy uśmiech i spojrzenie spod długich rzęs. 
Chyba będą kłopoty...



-------------------------------------------------------------------------------


Nie mam słów, żeby przeprosić Was za tak długą nieobecność.
Mam nadzieje, że mnie nie znienawidziliście. 
Notka jest dla Was. 
Kolejna już się piszę, bo teraz mam już więcej czasu. 

Jak myślicie, jakie problemy będą z naszą nową bohaterką.? 

Jak tam wasz koniec roku?
Macie plany wakacyjne?
Jak wasze ocenki na koniec?

Piszcie co się u Was dzieje :)

Pozdrawiam :) 
Elena Katherine Gilbert Pirce ;* 

wtorek, 13 maja 2014

Mam nadzieję, że zrozumiecie...

W związku ze zbliżającymi się egzaminami próbnymi klas II gimnazjum Notka nie pojawi się do końca miesiąca. 
Życzcie mi powodzenia ;)
 (szczególnie na chemii i niemieckim, bo coś czuję, że to zawalę ;( ) 
Jeszcze raz serdecznie przepraszam. 

Czy ktoś z Was też piszę próbny?
Przed, którym się najbardziej stresujecie?





poniedziałek, 21 kwietnia 2014

A, w te Święta życzę Wam...


 Życzenia!





Życzenia ciepłe jak tchnienie wiosny,
składam wszystkim w ten czas radosny.
Niech wszystkie troski będą daleko,
a dobro płynie szeroką rzeką.
 Obfitych Łask i Błogosławieństw
od Chrystusa Zmartwychwstałego
oraz pełnych pokoju Świąt Wielkanocnych
z radosnym "Alleluja"
Życzą:

Rodzina Swan
Rodzina Cullen
Nathalie Waters (Ś.P)
Damon Salvatore
Elena Gilbert 
Stefan Salvatore 
Vollturi
Elena Katherine Gilbert Pirce 


Pogodnych Świąt Wielkiej Nocy! ;) 


sobota, 22 lutego 2014

41. "To jedźcie na wakacje"

 Przepraszam za tak długą nieobecność :(
Oto i notka dla was.!
-----------------------------------------------------------------


- Aro nie robił żadnych problemów, kiedy prosiłaś go o powrót?- zapytała Serena kiedy wnosiłyśmy bagaże na piętro.
- O dziwo, nic nie powiedział- wzruszyłam ramionami- Tak jakby spodziewał się, że do niego przyjdę- Serena miała zamyśloną minę. Tak jakby nie dowierzała, że Aro od tak się zgodził.
- To nie jest podobne do mojego brata- powiedziała, stawiając walizkę w przedpokoju na piętrze.
- A może, na stare lata stał się dobroduszny?- zapytał James z uśmiechem, niosąc kilka walizek na raz tak, że nie było go widać.  Zatrzymał się koło Sereny i dał jej całusa w policzek. Jak miło tak na nich popatrzeć.
- Proszę Cię- żachnęła się- W takie cuda to ja nie wierzę- uśmiechnęła się i zabrała mu kilka walizek. Fajnie było popatrzeć na tak kochające się małżeństwo. Stare dobre małżeństwo- zaśmiałam się w duchu. Odwróciłam się z zamiarem zejścia na dół do garażu, by pomóc dziewczyną z ich bagażem (bo chłopcy zabrali się za podłączanie swoje kochanej konsoli), gdy nagle coś mi się przypomniało.
- Serena!- zawołałam i pędem zawróciłam ze schodów i pobiegłam do ich sypialni. Wbiegłam do pokoju bez pukania i zastałam Jamesa i Serenę złączonych w namiętnym pocałunku. Stanęłam i zasłoniłam oczy- Może byście zaczekali, aż dzieci pójdą spać?- zapytałam zaglądając przez palce. Zauważyłam, że niechętnie odrywają się od siebie.
- A może by dziecko raczyło pukać?- zapytał James z uśmiechem, przyciągając w talii roześmianą Serenę. Zabrałam rękę z oczu i przewróciłam nimi.
- Co chciałaś powiedzieć?- zapytała z uśmiechem Serena.
- Pytałaś się czy Aro, niczego od nas nie oczekiwał, kiedy prosiłam go o powrót- powiedziałam, a jej uśmiech momentalnie zniknął- No właśnie oczekiwał...
- Co dokładnie powiedział?- zapytała z lekko wyczuwalną nutą strachu w głosie, wyplątała się z uścisku Jamesa i podeszła do mnie, patrząc mi w oczy.
- Powiedział dokładnie: "Chcę mieć waszą lojalność i pewność, że wrócicie, kiedy będziemy tego potrzebować..., a będę Was potrzebował już niedługo."- wyrecytowałam z pamięci. Serena zaczęła wpadać w gniew. Było to widać w jej oczach. 
- Wiedziałam!- wybuchła, aż James podskoczył- Po prostu wiedziałam- zaczęła chodzić nerwowo po pokoju- On nam nigdy nie odpuści. Nigdy się od nich nie uwolnimy. Już zawsze będziemy na ich łasce, aż w końcu przez nich zginiemy!- Serena ostro się wkurzyła. Poczułam za sobą lekki podmuch powietrza, odwróciłam się i zobaczyłam moje rodzeństwo, wchodzące do pokoju. Podeszli cicho i stanęli obok mnie, James dołączył do nas po chwili i wszyscy w ciszy obserwowaliśmy Serenę. Po chwili zatrzymała się przed nami i przejechała dłońmi po twarzy. 
- Nie chcę dla was takiego życia... Nie zasługujecie na to- głos jej się załamał i spuściła głowę. Zrobiło mi się jej tak strasznie żal. Nie wiedziałam co mam powiedzieć. Zobaczyłam jak Olivia do niej podchodzi i mocno ją przytula. 
- Mamo, nie gadaj takich głupot- powiedziała płaczliwym głosem- Gdyby nie ty i James pewnie byłabym teraz dziką bestią zabijającą niewinnych ludzi- powiedziała jeszcze mocniej się w nią wtulając. Teraz podeszła do niej Destiny. 
- Gdybyście nie znaleźli mnie w tym lesie pewnie wykrwawiłabym się na śmierć- powiedziała patrząc na Serenę- Mogliście mnie zostawić, jako nowo narodzoną, a wy przyjęliście mnie pod swój dach. Nigdy nie zdołam wam się odwdzięczyć i gdybym miała oddać za was życie zrobiłabym to bez wahania- powiedziała. Serena patrzyła na nią oszołomiona.
- Gdybyś nie znalazła mnie wtedy w mieście i wyszkoliła mnie, w byciu wampirem, a potem przyjęła pod swoje skrzydła, Vollturi pewnie dopadli by mnie i zabili prędzej czy później- powiedział cicho Ksawery podchodząc do Sereny i starając się ją przytulić. Nigdy nie był specjalnie wylewny, zaskoczyło mnie to. 
- Znalazłaś mnie ledwo żywego, przy drodze prowadzącej do Volltery. Ktoś wbił mi nóż w brzuch i porzucił przy drodze. Mogłaś wtedy przejść obojętnie obok mnie, lub się mną pożywić, a ty bez zastanowienia przemieniłaś mnie i wychowałaś, nigdy Ci się za to nie odwdzięczę- powiedział Chad i podszedł do grupowego uścisku. Teraz ja powinnam coś powiedzieć. 
- Moja matka zmarła przy moim porodzie- szepnęłam- Byłam nieślubnym dzieckiem, a w tamtych czasach była to wielka hańba dla rodziny, więc musiała uciec. Przyjęłaś ją do siebie. Byłyście przyjaciółkami. Odebrałaś jej poród, a potem zorganizowałaś pogrzeb. Nawet nie pamiętam matki, bo byłam noworodkiem. Mogłaś mnie wtedy oddać do sierocińca, a ty nie patrząc na nikogo przygarnęłaś mnie i wychowałaś jak swoją córkę- głos mi się załamał. Wszyscy na mnie patrzyli, a ja dalej mówiłam- Kiedy zachorowałam na śmiertelną chorobę, zabrałaś mnie ze szpitala i przemieniłaś- powiedziałam i podeszłam do niej. Patrzyła na mnie, a jej oczy były niewyobrażalnie suche. Przytuliłam ją- Mamo proszę nie płacz, bo taka jest prawda, to co zrobiłaś dla każdego z nas...- zrobiłam pauzę-...My nigdy Ci się za to nie odwdzięczymy i jeśli ktoś będzie chciał Cie skrzywdzić, będzie musiał nas zabić- powiedziałam i objęłam dziewczyny. Staliśmy tak chwilę, aż odezwała się jeszcze jedna osoba.
- Uratowałaś mi życie, kiedy prosiłem Aro o śmierć- zaczął James-  Moją miłość zabili nowo narodzeni, a ja przybyłem by prosić o śmierć, byłem zdruzgotany, cały świat mi się zawalił i wtedy pojawiłaś się Ty- spojrzał na nią z czułością- Zabroniłaś wykonania wyroku, zabrałaś mnie stamtąd. Później spędzaliśmy ze sobą każdą wolną chwilę, wiele rozmawialiśmy, aż sprawiłaś, że zapomniałem o Melody i pokochałem Ciebie- uśmiechną się z czułością- Wypełniłaś pustkę w moim martwym sercu, nie było już żalu i bólu, tylko Ty- podszedł do nas- A potem pojawiały się dzieciaki i w końcu poczułem, że to jest moje miejsce, że nie chce być nigdzie indziej tylko z wami- To co powiedział okropnie mnie wzruszyło, było takie piękne i szczere. 
   Staliśmy tak chwilę. Napawając się swoją bliskością. Czułam się tak dobrze. Kocham ich. Nie mogłabym żyć gdyby coś się stało jednemu z nich. 
- Nie wiem co mam powiedzieć- powiedziała piskliwym głosem Serena
- Po prostu nigdy nie mów, że żałujesz, bo przysięgam chociaż jesteś moją matką to skopie ci tyłek- powiedział Chad. I wtedy czar prysł. Oderwaliśmy się od siebie, a każdy z nas miał na twarzy uśmiech.
- Boże! Jak ja nienawidzę tej pogody! Ciągle tylko pada!- zbulwersowała się Livia. Patrzyła na okno, za którym właśnie zaczęło padać- Jak ja bym chciała, chociaż raz pójść na plażę, leżeć na piasku, w słońcu, bez obawy, że ktoś mnie zobaczy- powiedziała. W sumie to w tej kwestii przyznam jej racje. Też mam na to ochotę, ale jak tylko wyjdę na słońce to świecę się jak kula dyskotekowa, a to raczej nie jest niezauważalne. 
- To jedźcie na wakacje- zaproponował James. Wszyscy spojrzeliśmy na niego jak na przygłupa. 
- Tatuśku mózg Ci się przegrzał w tej Francji?- zapytał Chad- Jeśli wyjdę na słońce będę wyglądał jak uliczna latarnia nocą- skwitował to kpiącym uśmiechem. 
- To wykupcie domek z prywatną plażą- powiedział do nas wolno jak do jakiś niedorozwojów- Tatuś kasy nie pożałuje- Zdążyłam zobaczyć jak coś rudego rzuca się na szyje Jamesa
- Dzięki, dzięki, dzięki!- pisnęła Olivia a, James zaczął się śmiać- Nareszcie nie będę oglądać deszczu!- pisnęła i oderwała się od Jamesa. Chwyciła Dess i Serenę za ręce i pociągnęła do wyjścia- Chodźcie pomożecie mi wybrać oferty- i tyle je widzieliśmy. 
- Idę pogrzebać, w samochodzie- westchnął Ksawery- Zanim Olivia skończy i zagoni mnie do pakowania to skorzystam z tego czasu i zajmę się moją dziecinką- powiedział i ulotnił się. 
- Ja niestety muszę iść już do kancelarii- westchnął z rezygnacją James i założył marynarkę- Bądźcie grzeczni- uśmiechną się i wyszedł. 
- To ja idę oglądać, mecz- zagadnął Chad- Dzisiaj siatkówka Polska- Anglia- powiedział podniecony?- Polska i tak wygra. Są  najlepsi- powiedział i wyszedł. Ja natomiast poszłam do swojego pokoju i zaniosłam tam resztę moich rzeczy. 
   Po skończonym rozpakowywaniu postanowiłam odwiedzić Cullenów. Zgarnęłam z biurka telefon i zbiegłam na dół. 
- Idę do Edwarda- krzyknęłam, chociaż było to niepotrzebne. Już miałam wychodzić, kiedy usłyszałam swoje imię.
- Isa, chodź na chwilę- zawołał z salonu Chad. Zawróciłam i weszłam do dużego jasnego pomieszczenia. Chad wyciszył telewizor i poklepał miejsce obok siebie, żebym obok niego usiadła. Zrobiłam to o co mnie prosił. 
- Musimy poważnie pogadać- zaczął patrząc mi w oczy. Wystraszyłam się, bo Chad nigdy nie gadał do mnie takim tonem- Jeśli wychodzisz na spotkanie z Edwardem, nie zapomnij o tym- powiedział, a w jego dłoni pojawiły się...prezerwatywy?! Wiedziałam! Ten debil zawsze musi coś wymyślić! 
- Czy Ciebie do reszty pogięło?- zapytałam i zrzuciłam go z kanapy, a ten zaczął się histerycznie śmieć. Wstałam i ruszyłam do wyjścia. 
- Ej, ja się tylko o Ciebie martwię!- usłyszałam za sobą- Serena i James są za młodzi by zostać dziadkami!- krzyknął pomiędzy napadami śmiechu- puściłam jego tekst mimo uszu. Kiedy byłam już na dworze poczułam na twarzy lekką mżawkę. 
- Bello tylko nie wróć zbyt późno, bo musisz się spakować, a jak nie to ja zrobię to Ciebie- zagroziła Olivia stojąca na balkonie- Jedziemy na Majorkę!- pisnęła i podskoczyła. Zaśmiałam się i wbiegłam w las. Doskonale znałam drogę do domu Cullenów. Drzewa wymijałam instynktownie podobnie jak wszelkie inne przeszkody. 
Nagle zderzyłam się z czymś. Co mi sie przecież nigdy nie zdarza. Odrzuciło mnie na parę metrów w tył. Szybko poderwałam się na nogi, by w razie czego móc się bronić. Jednak okazało się to zbyteczne. Przede mną stał Edward, otrzepując ubranie z liści. 
- Widać wpadliśmy na ten sam pomysł- zaśmiałam się podchodzą do niego i całując czule. 
- Najwidoczniej- uśmiechną się i ponowił pocałunek. Było mi tak dobrze. Mogłabym tak stać i stać. 
Edward po kilkunastu minutach oderwał się ode mnie i przyjrzał mi się. 
- Nie chcesz mi czegoś powiedzieć?- zapytał z szelmowskim uśmiechem. 
- Skąd w.... Alice- no tak nasza mała wróżbitka musiała się wygadać. Edward uśmiechną się z bólem. 
- Znów ode mnie uciekasz- powiedział smutnym głosem, patrząc w ziemię. O czym on gada? 
- O czym ty mówisz?- zapytałam. 
- Nie udawaj. Ciągle ode mnie uciekasz- szepnął. Nie no, teraz to całkiem zbił mnie z tropu. 
- Kochanie, możesz jaśniej?
- Najpierw, uciekłaś do Nowego Jorku, potem do Volltery, a teraz znów wyjeżdżasz- wyrzucił z siebie. Zatkało mnie- I to niby nie jest uciekanie?- zapytał, już patrząc mi w oczy- Ej, no to są już jakieś żarty, nie dam tak po sobie jeździć. 
- Przepraszam, ale chciałabym Ci przypomnieć, że mój wyjazd do Nowego Jorku był spowodowany, twoją Denalską kuzyneczką, co spowodowało późniejszy wyjazd do Włoch- odpaliłam. Patrzył na mnie oczami wielkimi ze zdziwienia. HaHa...Ale ja jeszcze nie skończyłam- Teraz masz do mnie pretensje, że chcę jechać na wakacje z rodzeństwem- otwierał usta żeby coś powiedzieć, ale nie dałam sobie przerwać- Zastanów się, robisz mi aferę o byle co, o coś co nie ma znaczenia- było mi tak jakoś lepiej, kiedy to powiedziałam- To, że jesteśmy razem, nie oznacza, że jestem twoją własnością- powiedziałam i uciekłam do domu, zostawiając oniemiałego Edwarda w środku lasu. Zdenerwowałam się... Ale z drugiej strony, mogłam tak nie wybuchać.
   Kiedy dotarłam na nasze podwórko, wyjęłam telefon i napisałam sms-a do Edwarda

Przepraszam, za moją reakcje. 
Powinnam była wysłuchać Cię do końca. 
Porozmawiamy kiedy wrócę. 
Kocham Cię
B. 

Głupio mi tak esemesować, ale na prawdę nie mam ochoty na kolejną konfrontacje i nie daj Boże kłótnię. 
Bez słowa weszłam do domu i poszłam do pokoju żeby się spakować. Nie zajmie mi to specjalnie dużo czasu, bo jedziemy tylko na dwa tygodnie, a letnie ciuchy pakuje się szybko. 

Kiedy zamykałam walizkę do mojego pokoju weszła Olivia niosąc swój tablet. 
- Chciałam Ci pokazać w jakich warunkach będziemy mieszkać- powiedziała i podała mi tablet. Wzięłam go do rąk i zobaczyłam gdzie to się wybieramy. 
- Podoba mi się- powiedziałam oddając jej urządzenie.
- Za domem mamy basen, a przed domem ocean!- pisnęła- Czy to nie cudowne?! I mamy prywatną plaże! Nikt nie będzie nas widział!- zaśmiała się, a ja jej zawtórowałam. Pierwszy raz widziałam ją taką radosną i to nie z powodu kupna jakiejś kiecki- Widzę, że już się spakowałaś. Świetnie. Zanieś walizkę do Volvo Sereny, bo ma największy bagażnik- powiedziała i wyszła, a ja zrobiłam to o co mnie prosiła. W samochodzie były już walizki wszystkich plus piłka do siatkówki. 
   W salonie zastałam całą rodzinkę w komplecie. 
- Chodź do nas Bello- zawołał James. Weszłam do pokoju i usiadłam na kanapie zarzucając nogi na Ksawerego i Chada. Spojrzeli na mnie kpiąco.
- Czy tobie nie jest za wygodnie?- zapytał Ksawery. 
- Mogłoby być lepiej- powiedziałam i skopałam z kanapy Chada- Teraz jest idealnie- westchnęłam- wszyscy zaczęli się śmiać, a Chad popatrzył na mnie z chęcią mordu- Też Cie kocham braciszku- powiedziałam i posłałam mu buziaka. Ten szybko poderwał się z ziemi i ściągnął mnie z łóżka. Pisnęłam i potoczyliśmy się kawałek. Chad usiadł na mnie okrakiem i przytrzymał moje ręce na wysokości głowy tak, że nie mogłam się ruszyć.
- I co teraz powiesz mała?- zapytał i zaczął spuszczać na mnie ślinę/jad. Jak ja tego nienawidzę. Wiedziałam, że nie mogę się ruszyć, bo to ohydztwo szybciej znajdzie się na mojej twarzy. Kiedy ciecz była już milimetr od mojej twarzy do pokoju weszła Olivia i przerwała nam nasze zabawy. 
- Przestańcie robić z siebie debili- zawołała i zabrała ze mnie Chada- Musimy już jechać jeśli chcemy zdążyć na samolot- powiedziała biorąc Ksawerego za rękę. Wstałam z podłogi, zgarnęłam do torebki telefon, portfel, słuchawki i takie tam i poszłam przed dom tam gdzie byli wszyscy. Kiedy wychodziłam, Dess właśnie kończyła ściskać rodziców, a chłopcy wsiadali do auta. Podeszłam do Sereny i dałam jej całusa, a Jamesa uściskałam.
- Miej oko na Chada- szepną mi James kiedy go ściskałam- Nie wiadomo co mu strzeli do tej tępej główki- zaśmiałam się. 
- Słyszałem to zgredzie!- zawołał Chad.  Wystawał z szyberdachu, a siedział na miejscu pasażera. 
- Nie pozwalaj sobie szczylu!- odpowiedział James uśmiechając się szeroko.
- Jak z dziećmi- westchnęła Serena i objęła Jamesa w pasie. 
Podeszłam do auta i wślizgnęłam się na tylne siedzenie, które dzieliłam z siostrami. Chad dalej wyglądał przez szyberdach, nawet kiedy Ksawery zaczął ruszać. Odwróciłam się jeszcze i zobaczyłam machających rodziców. 
- Bawcie się dobrze!- krzyknęła Serena.
- Wy też dobrze się bawcie!, ale nie za dobrze! Mamy już wystarczająco dzieci w tym domu- zawołał Chad, a wszyscy w aucie wybuchliśmy śmiechem. Chad szybko znalazł się na miejscu pasażera, bo James czymś w niego rzucił. 
- No to co ferajna! Zabawmy się- ach ten Chad i jego poczucie humoru- Zapuśćmy jakiś bit na drogę- powiedział i podłączył swój tablet do stereo w aucie- Co powiecie na "Tsunami"?...zresztą po co pytam i tak to włączę- żachnął się i puścił utwór. Podoba mi się.  
Odprężyłam się i oparłam głowę o szybę. 
Wjeżdżając na główną drogę, między drzewami zobaczyłam postać mojego ukochanego. 


------------------------------------------------------------------

Cześć.
Przepraszam za tak długą nieobecność. Chciałabym wynagrodzić je tym rozdziałem. :)

W pasku stron przybyła jedna pozycja "Dom i wnętrze". Możecie tam zobaczyć jak wygląda dom naszej rodzinki :)

Ponadto mamy jedną zmianę w stronce bohaterowie. Zmieniła się postać Destiny :) 

I tu pojawia się moja prośba do was. 
Czy ktoś z Was miałby ochotę wykonać, zdjęcie do tła na bloga.? Takie jakie jest teraz, ale potrzebne mi "aktualne".
Jeśli ktoś byłby chętny to proszę o kontakt na meila lub w komach :) Może się zgłosić parę osób do zrobienia tła, a ja wybiorę najbardziej pasujące :) 

Dziękuje ;* 



Pozdrawiam ;* Elena Katherine Gilbert ;* 

środa, 19 lutego 2014

Czy jeszcze czytacie.?

Hej.!
To znowu Ja :)
Tym razem z pytaniem... A mianowicie takim:

Czy jeszcze czytacie moje opowiadanie, a jeśli tak to czy chcecie, by było dalej prowadzone.?
Wiem, że notka nie pojawia się bardzo długo, nie mam żadnego usprawiedliwienia i przepraszam Was za to.
Mam pomysł co dalej zrobić z bohaterami i chyba nie poprzestanę na 50 rozdziałach.
Chciałabym poznać waszą opinie i zdanie na temat tego jakie wątki byście chcieli przeczytać (od razu mówię, że Renesmee nie będzie). Piszcie na meila lub w komach :)
Dla tych nielicznych którzy jeszcze mnie czytają to chcę powiedzieć, że rozdział już się piszę i będzie dodany do końca tego tygodnia :)

Dziękuje wytrwałym. <3
Dzięki, że jesteście <3

Kocham ;* Elena Katherine Gilbert ;*

P.S Postanowiłam pouzupełniać niektóre informacje.
       Już się pogubiłam i nie wiem czy pokazywałam wam jak wygląda dom Swanów i jego wnętrze?
       Jeśli nie to dodam stronkę gdzie będziecie mogli wszytko zobaczyć :)

piątek, 17 stycznia 2014

Przepraszam....

Hej, słuchajcie.
Bardzo, bardzo, bardzo was przepraszam za brak rozdziału.
Mam tylko jedno usprawiedliwienie, a mianowicie jest koniec semestru i przydałoby się pozaliczać przedmioty na lepsze ocenki, ale teraz będę miała więcej czasu więc będę się starała pisać i mam nadzieje, że mi się to uda :D

Życzcie mi powodzenia :)

Pozdrawiam ;) Elena ;*