sobota, 7 czerwca 2014

42. Kłopoty

 Uwaga, uwaga!
Pojawi się ktoś nowy :))
 -----------------------------------------------------------------------

Kiedy nasz samolot wylądował, była późna noc.
I całe szczęście ponieważ mogliśmy uniknąć krępujących pytań, na temat "czemu się błyszczysz". Było by to trochę krępujące do wyjaśniania, ale mniejsza z tym.
Zabraliśmy swoje bagaże i poszliśmy do garażu gdzie miały czekać na nas wcześniej zamówione samochody. Weszliśmy na parking, ale nie czekał na nas nasz samochód.
- To chyba jakaś kpina!- żachnął się Chad- Czy nasz tatusiek urządza sobie jakieś żarty?- zapytał chodząc po parkingu w tę i z powrotem.
- Czekaj, zaraz do niego zadzwonię- powiedział Ksawery przykładając telefon do ucha.
- Powiedz mu, że jak wrócimy to mu nogi z...- nie dokończył, bo napotkał mroźne spojrzenia Destiny- ... no wiesz co masz powiedzieć!- krzyknął. Ksawery podniósł kciuk do góry, w geście zrozumienia.
- Nie będę tam szła na piechot- zaczęła piszczeć Olivia. Pokręciła się jeszcze trochę i usiadła na walizce. Wyjęła tablet i zaczęła szybko po nim stukać. Destiny wyjęła szkicownik i zaczęła rysować. Chad dalej łaził i gadał do siebie, a Ksawery rozmawiał przez telefon. Nie wiedziałam co mam robić, więc postanowiłam zadzwonić do Edwarda. Wiem, że taka rozmowa to głupi pomysł po naszej małej sprzeczce, ale muszę wiedzieć co u niego, czy dalej się na mnie gniewa. Szybko wydobyłam telefon z torby i wybrałam numer Edwarda. Odebrał po pierwszym sygnale:
- Halo?- kiedy usłyszałam jego ciepły głos zrobiło mi się gorąco.
- Cześć- zaczęłam niepewnie- Dalej jesteś na mnie zły?- zapytałam. Po drugiej stronie usłyszałam głębokie westchnienie.
-Bello, nawet gdybym chciał to nie potrafię się na Ciebie długo gniewać- odpowiedział, a mi jakby spadł kamień z serca.
- Na prawdę przepraszam, że nie mam dla Ciebie więcej czasu. Obiecuję, że kiedy wrócę to się ode mnie nie uwolnisz- zagroziłam.  Po drugiej stronie usłyszałam jego śmiech. Tak dobrze było go słyszeć. Wiedziałam, że już się na mnie nie gniewa.
- Trzymam Cię za słowo- powiedział wesoło- A wy już dolecieliście? Zadomowiliście się w domu?- zapytał.
- Ochhhhh... Dolecieliśmy, ale o zadomowieniu jak na razie nie ma mowy- westchnęłam.
- A co się stało?
- Nasz kochany tatuś obiecał nam zamówić samochód... ale oczywiście coś musiało mu wypaść i zapomniał o nas- westchnęłam.
-Nie martw się. Na pewno sobie o Was przypomni jak przyjdzie czas- zaśmiał się.
- No dziękuje Ci bardzo za takie pocieszenie- prychnęłam. W tym samym czasie podszedł do nas Ksawery- Muszę już kończyć, Ksawery dowiedział się co i jak. Kocham Cię
- Miłych wakacji. Ja Ciebie też- uśmiechnęłam się do siebie i poszłam do rodzeństwa.
- I co? Wiecie o co chodzi?- zapytałam.
- Powiedział, że jak na wampiry to jesteśmy wyjątkowo głupi...- zaczął Ksawery-... i kazał się odwrócić- natychmiast to zrobiliśmy, a z oddali dało się słyszeć ciche pomruki silnika i naszym oczom ukazał się piękny Maserati Cabrio. Szczęki nam opadły.
- Fiuuuu- gwizdnął Chad- Tatuś się postarał- zaśmiał się i poszedł oglądać auto. W tym samym czasie rozdzwonił się telefon Ksawerego. Odebrał go, a po chwili wszyscy usłyszeliśmy głos Jamesa.
- I co gówniarze- zaśmiał się- Tatuś nie pożałował
- Muszę przyznać, że całkiem nieźle Ci poszło- powiedziałam, wgapiając się w auto.
- Tatusiu! Kocham Cię- krzykną Chad sadowiąc się za kierownicą.
- Niech ktoś walnie za mnie tego debila- powiedział. Zaśmiałam się pod nosem- Dobra dzieciaki, ja już Wam nie będę przeszkadzał. Bawcie się dobrze, pijcie, ćpajcie róbcie co chcecie, bylebym się o tym nie dowiedział- zaśmiał się.  Boże, jakie on ma głupie pomysły. Ale i tak go wszyscy kochamy.
- Jezu James, czy Ty możesz się zachowywać jak normalny ojciec?- zapytała Destiny
- A co? Chcecie mieć w domu starego zgreda- zaśmiał się- Nie, nie ma takiej mowy. Muszę komuś uprzykrzać życie. A teraz przepraszam, ale mam randkę z piękną blondynką o imieniu Serena- oznajmił z dumą, po czym się rozłączył.
- Nie chcę wiedzieć, jak ta "randka" się skończy- powiedział z niesmakiem Ksawery, chowając telefon do kieszeni. Wszyscy wzdrygnęli się na samą myśl o tym.
- No to jak? Jedziemy?- zapytał Chad. Wrzuciliśmy walizki do bagażnika i z piskiem opon wyjechaliśmy z lotniskowego parkingu.
Siedzący z przodu Ksawery zapuścił muzykę i udaliśmy się do naszej wspaniałej wakacyjnej posiadłości. 


***

Tylko pół godziny zajęło nam znalezienie, naszego wakacyjnego domu.
Kiedy podjechaliśmy pod bramę, ochroniarz nas wylegitymował i otworzył bramę prowadzącą na sam podjazd.
Dom na żywo wyglądał jeszcze lepiej niż w internecie.
- Proszę o wysadzenie szanownych tyłków z samochodu i o zabranie swoich rzeczy- oznajmił Chad zatrzymując wóz. Przewróciłam oczami, ale i tak zrobiłam to co kazał zrobić. Wyciągnęłam swoją walizkę na kółkach i ruszyłam w stronę domu. Usłyszałam jeszcze jak Destiny każe Chadowi wydorośleć, co bądźmy szczerzy nigdy się nie zdarzy.
Nie chciałam przysłuchiwać się ich kłótni, więc weszłam do domu i aż oniemiałam.
W środku był jeszcze ładniejszy niż na zewnątrz.
Z drzwi wchodziło się od razu do salonu. Na lewo były schody prowadzące na piętro. Po prawej były kanapy, fotele, stolik do kawy, biblioteczka i oczywiście telewizor. Było też wyjście na naszą prywatną plażę. Na wprost od wejścia znajdowała się przestronna kuchnia połączona z jadalnią. Jakże praktycznie, ale nie dla nas. 
Postanowiłam skorzystać z okazji i wybrać sobie pokój. Wzięłam więc walizkę i schodami udałam się na piętro.
Znajdowało się tam pięć par drzwi. Otworzyłam pierwsze i okazały się to być drzwi do łazienki. Otworzyłam drugie i trafiłam na piękną sypialnię z widokiem na morze. Od razu mi się spodobała i postanowiłam nie zaglądać już do innych pokoi.
Weszłam, rzuciłam walizkę na łóżko. Podeszłam do drzwi balkonowych i z impetem je otworzyłam.
Uderzyło mnie chłodne, wilgotne morskie powietrze.
Był bardzo wczesny ranek, więc słońce jeszcze nie wyszło zza horyzontu. Postanowiłam więc, że pójdę na małe polowanie, bo od kilku dni nic nie jadłam.
Zostawiłam walizkę tak jak ją rzuciłam i wyszłam z pokoju.
Na dole usłyszałam rodzeństwo, więc pewnie się dogadali. Szybko do nich zeszłam
- Idę coś zjeść- oznajmiłam chwytając za klamkę.
- Czekaj!- powiedziała Olivia. Boże... a ta znów ma jakieś "ale". Niechętnie odwróciłam się do niej i założyłam ręce na piersi.
- Oj, już nie przesadzaj- popatrzyła na mnie krytycznie- Nie zajmę dużo twego cennego czasu- westchnęłam i opuściłam ręce. Z Olivią nie ma się co kłócić.
- Chciałam tylko powiedzieć, żebyś na siebie uważała, bo niedługo świta..., a po drugie to, że wieczorem idziemy gdzieś potańczyć, zaszaleć, upić się i takie tam- powiedziała jakby od niechcenia. Wszyscy patrzyliśmy na Livie i słowa nie mogliśmy wykrztusić- No co? James powiedział, że mamy korzystać z życia.
- Nie no siostra- zaśmiał się Chad- Ja Cię nie poznaję- powiedział  i poczochrał jej włosy za co dostał po łapach.
- Czy to wszystko? Mogę już iść?- zapytałam z nadzieją
- Idź, ale wracaj do Nas szybko- powiedział Ksawery. Odetchnęłam z ulgą i wyszłam zostawiając ich samych. Niech się dzieciaki sobą nacieszą.


Idąc ulicami, nie spotkałam praktycznie nikogo. Tylko parę osób. Czyżby nici z mojego śniadania?
Kiedy tak szłam z nadzieją, że wreszcie mi się poszczęści, napisałam sms-a do Edwarda:


Już się zadomowiłam :) 
Muszę przyznać, że James na prawdę się postarał. 
Jestem teraz na polowaniu, ale nie znalazłam nikogo godnego uwagi. 
Wiem, że nie pochwalasz mojej diety, ale niestety musisz się przyzwyczaić ;)

Kocham. Bella :* 


Kiedy kliknęłam wyślij, zauważyłam biegnącego w moją stronę chłopaka.  Szłam właśnie plażą, na której nie było żywej duszy, więc uznałam, że to idealny moment. 
Włączyłam swój instynkt myśliwego. 
Niby nieśmiało pomachałam to wysokiego, dobrze zbudowanego, ciemnowłosego chłopaka. Uśmiechną się do mnie i zatrzymał obok mnie jednocześnie wyciągając z uszu słuchawki
- Cześć- uśmiechną się- Jestem Trey- podał mi rękę, a ja uścisnęłam ją śmiało.'
- Witaj. Bella- uśmiechnęłam się słodko, a on, aż się rozpływał. 
- Co robisz tutaj sama tak wcześnie?- zapytał
- Podziwiam widoki, rozmyślam, upajam się szumem fal. A ty co tutaj robisz?
- Biegam- o tak bardzo inteligentnie. 
- Trenujesz coś?
- Lekkoatletykę. Biegam- odpowiedział dumnie
- Ja też trenuję biegi- zaśmiałam się. Achhh... nie ma to jak gadać ze swoim jedzeniem.
- Na prawdę?
- Tak. Jeśli chcesz, możesz iść ze mną. Przebiorę się i razem pobiegamy. Co ty na to?- zapytałam. Wiedziałam, że nie będzie mógł mi się oprzeć. 
- Dobra- odpowiedział ochoczo. Udaliśmy się razem do wyjścia z plaży. Był to krótki tunel. Nad nami była droga. Trey był przystojny nie mogę zaprzeczyć, ale ja byłam głodna, a w pobliżu nie było nikogo innego. 
Kiedy weszliśmy do tunelu złapałam go za łokieć i pchnęłam na ścianę. Był zbyt oszołomiony, a ja skorzystałam z okazji i wpiłam się w jego szyję. Poczułam w ustach słodki smak mojego życiodajnego nektaru. 
- No proszę- usłyszałam za sobą wdzięczny dziewczęcy głos. Szybko oderwałam się od chłopaka i odwróciłam za siebie. Zobaczyłam dziewczynę- Widać, że nie tylko ja się tu tak odżywiam- posłała mi krzywy uśmiech i spojrzenie spod długich rzęs. 
Chyba będą kłopoty...



-------------------------------------------------------------------------------


Nie mam słów, żeby przeprosić Was za tak długą nieobecność.
Mam nadzieje, że mnie nie znienawidziliście. 
Notka jest dla Was. 
Kolejna już się piszę, bo teraz mam już więcej czasu. 

Jak myślicie, jakie problemy będą z naszą nową bohaterką.? 

Jak tam wasz koniec roku?
Macie plany wakacyjne?
Jak wasze ocenki na koniec?

Piszcie co się u Was dzieje :)

Pozdrawiam :) 
Elena Katherine Gilbert Pirce ;*