Rozdział 1
To już drugi dzień spędzony w tej zabitej dechami
mieścinie zwanej Forks.
Odkąd przyjechaliśmy pada, wszędzie jest zielono i
ślisko. Zapowiada się całkiem nieźle.
Mamy piękny dom. Destiny naprawdę się postarała
urządzając wnętrza, ma do tego wielki talent.
W moim pokoju ciągle wala się jeszcze kilka pudeł. Zawsze
zabieram ze sobą kilka drobiazgów, które są dla mnie ważne. W ciągu całego mojego życia, trochę się tego
uzbierało.
Jest sobota. W domu jest przyjemnie cicho. James pojechał
do kancelarii, aby sprawdzić czy wszystko czego potrzebował zostało tam
dostarczone i ogólnie chciał się urządzić. Serena wybrała się do jedynego
liceum w Forks, aby zapisać tam mnie i moje rodzeństwo.
Z tego co mi wiadomo, dziewczyny pojechały do kina, a
chłopaki chcieli rozejrzeć się po okolicy. Ja nie miałam ochoty iść, jestem
typem domatora wole sobie posiedzieć i poczytać lub porobić coś co wymaga
małego wysiłku.
Jako, że jestem wampirem nie muszę się już uczyć. Pamiętam
doskonale wszystko od chwili kiedy tylko otworzyłam oczy, po przemianie.
Dlatego szkoła jest dla mnie łatwa i nie muszę już nawet do niej chodzić, ale
rodzice się upierają.
Wracając to tematu szkoły… cudowna perspektywa, kolejne
kilka lat będę się „uczyć” wszystkiego co już dawno umiem, no ale nic na to nie
poradzę. Musimy chodzić do szkoły, żeby nie wyglądało to dziwnie. Szkoła jak szkoła nie pierwsza nie ostatnia.
Uczyliśmy się już naprawdę w wielu miejscach i wszędzie traktują nas tak samo-
omijają nas szerokim łukiem. Czasami ktoś podejdzie się z nami przywitać, ale
to wszystko , później nawet nie patrzy w naszą stronę. Naturalnie budzimy w nich
strach. Instynkt samozachowawczy nakazuje im trzymać się od nas z daleka.
Czasami jest to dobre, ale muszę przyznać, że nigdy nie miałam innych
przyjaciół niż moja rodzina. To trochę przygnębiające, ale nic na to poradzić
nie mogę.
Szybko podniosłam się z łóżka z zamiarem zrobienia czegoś
produktywnego co zabiłoby trochę czasu przed powrotem moich bliskich. Podeszłam
do panoramicznego okna, z którego roztaczał się widok na las i pomyślałam, że
wybiorę się na szybki posiłek.
Wyszłam z pokoju, zbiegłam po schodach i wybiegłam przez
drzwi w las.
Uwielbiałam ten stan, kiedy biegłam czułam się wolna.
Czuje, że gdybym zamknęła oczy mogła bym przebiec tak cały świat dookoła.
Biegłam, biegłam i biegłam.
Zatracona w pędzie powietrza i dźwiękach lasu, wyczułam nieopodal mnie w północno-zachodnim
kierunku stadko jeleni. Nie za bardzo za nimi przepadam, ale tutaj to jedyne co
można znaleźć. Jeśli chcę zjeść to co lubię muszę wsiąść w samochód i pojechać
kilkanaście kilometrów do innego hrabstwa, ale dzisiaj obejdę się bez tego. Nie chcę na razie rzucać się w oczy.
Byłam już nie daleko od celu mojej podróży, kiedy nagle
poczułam inny zapach i na pewno nie było to zwierzę. Zatrzymałam się w pół kroku i zaciągnęłam się.
Zapach był słodki, zbyt słodki jak na człowieka, po za tym ludzie raczej nie
zapuszczają się na te tereny. Podburzana
żądzą ciekawości ruszyłam za wonią. Nie musiałam biec zbyt daleko, gdy w oddali
ujrzałam dom. Duży dom.
Nie mam pojęcia, kto normalny mieszkałby tak głęboko w
lesie? Postanowiłam podejść bliżej i to był mój błąd. Byłam bardzo nie ostrożna. Nie tego uczyli
mnie przez całe życie.
Zauważyłam ją w chwili kiedy ona zauważyła mnie.
Nie trwało to nawet sekundy, a zerwałam się z miejsca i
puściłam się biegiem w przeciwną stronę.
Nogi niosły mnie szybciej niż kiedykolwiek wcześniej. Kiedy już myślałam, że jestem szybsza i
uciekłam usłyszałam to. Biegli w moją stronę, nie był to odgłos kroków jednej
osoby lecz kilku.
W głowie zaświtała mi myśl, że nie mogą być ludźmi, nikt
normalny nie mógłby mnie dogonić, a oni nieubłaganie zbliżali się do mnie.
Właśnie w takich momentach jak ten, żałowałam, że już nie piję ludzkiej krwi.
Ta ucieczka nie miała już sensu, po co uciekać przed
czymś co nieuniknione. Czas na konfrontację. Gwałtownie się zatrzymałam i
czekałam. Słyszałam ich coraz wyraźniej, byli coraz bliżej. Jeszcze tylko kilka
sekund. Odliczałam moje płytkie oddechy w oczekiwaniu na to co się wydarzy. Mam
tylko szczerą nadzieje, że nie uznają mnie za wroga od razu, bo przekroczyłam
ich terytorium. Byłam tego zupełnie nieświadoma.
Dostrzegłam ich rozmazane sylwetki między drzewami, a
sekundę później stało przede mną siedmioro wampirów, a ja byłam jedna....
To nie wróży nic dobrego. Chyba...