Berlin, 24 grudnia 1900r
Bella
To można powiedzieć pierwsze święta, które obchodzimy jako rodzina.
Uciekliśmy. W końcu to zrobiliśmy. Nasze życie to od dzisiaj ciągła ucieczka. Wiem, że już nas szukają, czuję to, ale nie poddamy się i będziemy bronić się do ostatnich sił.
Nie mieliśmy innego wyjścia, jeśli nie chcieliśmy spędzić całego życia pod kluczem i ciągłą obserwacją. W końcu wykorzystali by nas do swoich celów, aby umocnić swoją władzę i wzbudzić strach w innych nam podobnych. Jednak my nigdy nie chcieliśmy brać w tym udziału, a wiedzieliśmy, że jeśli Volturii czegoś chcieli to dążyli do celu za wszelką cenę.
James i Serena długo obmyślali plan. Jestem im za to ogromnie wdzięczna. Dzięki temu, że tak się poświęcili będziemy mogli wieść względnie spokojne życie.
- No. To musi nam na razie wystarczyć- sapnął James, targając za sobą wyższe od niego zaśnieżone drzewko. Wszyscy spojrzeliśmy na niego ze zdziwieniem. Siedzieliśmy w małym salonie w małym domku na obrzeżach Berlina. Sprowadziliśmy się do niego na początku miesiąca. Z pomocą Destiny i jej smykałki do projektowania i urządzania wnętrz udało nam się z tego pustostanu zrobić dom rodzinny.- Dziś po raz pierwszy obchodzimy święta- krzyknął z uśmiechem.
- Oooo, a kolacje też nam zrobisz?- zaśmiała się Oliva znad książek do Hiszpańskiego.
- Nie zapędzajmy się- powiedział zdejmując kurtkę- Przecież nic nie stoi na przeszkodzie, żebyśmy miło razem spędzili czas.
- Dobra dzieciaki, zróbmy tacie tą przyjemność- westchnęła Serena wstając z fotela przy kominku, w którym czytała książkę.
- Dziękuję za wsparcie kochanie- objął ją ramieniem i pocałował w czoło. Uśmiechnęłam się na ten widok. Wszyscy podnieśliśmy się ze swoich miejsc, aby pomóc ubrać drzewko i sprawić by wszyscy poczuli "magię" świąt.
- Livia, rusz się skarbie- zwrócił się Ksawery do swojej dziewczyny- Bo nie dostaniesz prezentu- Ona jedynie uniosła swoje spojrzenia na niego i płynnie powiedziała- Cállate y no me moleste. Al seleccionar a España que la única persona que va a ser capaz de llevarse bien allí, así que es mejor ser bueno (Zamknij się i nie przeszkadzaj mi. Kiedy wybierzemy się do hiszpanii będę jedyną osobą która będzie mogła się tam dogadać, więc lepiej bądź grzeczny).
- Nie mam zielonego pojęcia co do mnie powiedziałaś- westchnął i poszedł do kuchni. Olivia tylko uśmiechnęła się chytrze i zamknęła książkę.
- Tak właściwie to ilu języków chcesz się nauczyć?- zapytałam
-Cóż, jestem istotą nieśmiertelną, która nie potrzebuje snu, a moja pamięć jest niezawodna- mówiła od niechcenia- Więc myślę, że jeśli nauczę się wszystkich języków świata to będzie dobrze- uśmiechnęła się i wyszła- Też powinnaś znaleźć sobie jakieś zajęcie- krzyknęła.
- Taaak. Przeczytaj słownik, albo naucz się wszystkich definicji z encyklopedii- zakpił Chad.
- Jeszcze nie zwariowałam- rzuciłam mu spojrzenie.
Miło było patrzeć na nich wszystkich. Te nieliczne chwile które były tak beztroskie, kiedy nie musieliśmy się martwić tym co będzie jutro. W momentach takich jak te nie obchodziło nas czy Aro i jego świta nasz szukają i co się stanie, kiedy już nas znajdą. Liczymy się tylko my.
Nasza rodzina.
***
Siedzimy przy stole. Każdy ubrany w najlepsze rzeczy jakie ma.
Wszyscy się uśmiechamy, niesztucznie tylko szczerze, od serca
- Tak bardzo się cieszę, że spędzamy ten szczególny czas razem- powiedziała Serena- Dziękuje wam za to, że tu jesteście i ten szczególny czas możemy spędzić razem. Dziękuję za moją rodzinę- na końcu głos jej zadrżał. Nic w tym dziwnego. Ja sama nie wiedziałabym co powiedzieć.
- My powinniśmy wam podziękować, za stworzenie nam rodziny- odezwał się Ksawery- To była z waszej strony wielka odpowiedzialność, przygarnąć pod swoje skrzydła pięcioro młodych wampirów, które nie miały pojęcia jak sobie radzić- James chwycił za rękę Serenę, której ramiona zaczęły lekko drgać jakby zaraz miała się rozpłakać, ale przeczył temu wielki uśmiech goszczący na jej ustach- To prawdziwe wyzwanie, które pewnie większość by przerosło, ale wy się nie daliście i wychowaliście nas. To my będziemy wam wdzięczni do końca naszych dni- nasza mama nie wytrzymała. Zerwała się ze swojego miejsca i mocno uściskała Ksawerego, a potem każdego z nas, szepcząc jak bardzo nas wszystkich kocha i oddałaby za nas życie.
- Jestem szczęśliwa mając tak wspaniałe dzieci- posłała nam swój najpiękniejszy uśmiech- I wspaniałego męża, który pomagał mi w najtrudniejszych chwilach życia- James nachylił się do niej i złożył czuły pocałunek na jej ustach .
Ze swojego miejsca spoglądałam na wszystkich członków mojej przyszywanej rodziny i czułam, że jeszcze nie jedno razem przejdziemy, ale dopóki będziemy trzymać się ze sobą nic nam nie grozi.
Nic nie zdoła nas pokonać, bo mamy siebie i swoje wsparcie. Te wartości są podstawą przetrwania.
A my przetrwamy.
Razem
****
Teraz nastąpi parę ogłoszeń
Wracam do tej historii na dobre, jednak po wakacjach rozpoczynam klasę maturalną i nie będę miała wystarczającej ilości czasu aby dodawać rozdziały bardzo często.
Będę się jednak bardzo starać aby w miesiącu dodać 1-2 rozdziały i może do tego jakieś dodatki
Mam świadomość, że nie wiele osób już tu zagląda, ale ja mam sentyment do tej historii i chcę ją doprowadzić do końca.
Chciałam też powiedzieć, że powoli poprawiam początkowe rozdziały, które- trzeba to przyznać- są słabe.
Będziecie mogli zauważyć, że Edward nie będzie tak szybko z Bellą, ale to nie zmieni fabuły która już jest
Tymczasem oddaję w wasze ręce rozdział bonusowy, a już niedługo pojawią się kolejne rozdziały
Pozdrawiam
Elena Katherine Gilbert Pirce
Bella i Edward - Historia jakiej się nie spodziewaliście
wtorek, 1 sierpnia 2017
sobota, 27 maja 2017
WIELKI POWRÓT
Kochani widzimy się już 1 sierpnia!!! <3
Powracam!
Jeśli jeszcze ktoś tu zagląda będzie mi bardzo miło, gdy znów zacznie przygodę razem ze mną. Bardzo mi tego brakowało.
E.K.G.P ;*
Powracam!
Jeśli jeszcze ktoś tu zagląda będzie mi bardzo miło, gdy znów zacznie przygodę razem ze mną. Bardzo mi tego brakowało.
E.K.G.P ;*
środa, 27 lipca 2016
Trudne chwile~autorka
Muszę się Wam do czegoś przyznać... zaglądam na bloga pierwszy raz od kilku miesięcy.
Nie wiem o czym mam pisać, nie mam żadnej inspiracji. Ponownie przeczytałam ulubione fragmenty Zmierzchu jak również obejrzałam filmy w nadziei, że jednak coś uda mi się wymyślić.
Niby mam coś napisane, niby coś tworzę, ale nie jest to co bym chciała. Nie jest doskonałe.
Nie wiem, czy ktoś z was jeszcze tu zagląda, chociaż muszę podziękować, że tych kilka miłych komentarzy które się pojawiły. Byłam pewna, że nikt już tu nie zagląda, a tu taka miła niespodzianka!
Dziękuję z całego serca.
Bloga nie zawieszam, bo za dużo serca i pracy w niego włożyłam, ale nie mogę podawać konkretnych dat dodawania rozdziałów. Jestem też w trakcie poprawiania starych rozdziałów.
Przepraszam, że was zawiodłam.
Elena Katherine Gilbert Pirce
piątek, 4 marca 2016
#Stefano Salvatore
"Trzeba wielu lat by znaleźć przyjaciela, wystarczy chwila by go stracić."~ Stanisław Jerzy Lec
Wiem jak to jest stracić kogoś bliskiego.
Osobę, na którą zawsze mogłeś liczyć, która nigdy Cię nie zawiodła. Nigdy nie oceniała, pomimo tego, że popełniłeś błąd, zawsze potrafiła wysłuchać zwierzeń twoich problemów, a na końcu próbować znaleźć rozwiązanie.
"Przyjaźń nie potępia w chwilach trudnych, nie odpowiada zimnym rozumowaniem: gdybyś postąpił w ten czy tamten sposób... Otwiera szeroko ramiona i mówi: nie pragnę wiedzieć, nie oceniam, tutaj jest serce, gdzie możesz spocząć."~ Malwida von Meysenbug
Każdy z nas znalazł lub znajdzie takiego przyjaciela- bratnią duszę- z którą będzie rozumieć się bez słów.
Straciłem swojego brata.
Mojego druha, kompana, kumpla, przewodnika, wzór, powiernika, przyjaciela, bratnią duszę.
Pozbawiłem go życia, choć tego nie chciał. Zrobił to dla mnie, bo tak bardzo nie chciałem spędzić wieczności bez niego.
Kochaliśmy jedną dziewczynę, która doprowadziła nas do stanu, w którym nie mogliśmy na siebie spojrzeć, a mimo to uparcie dążyłem by nigdy nie zapomnieć, że Damon jest moim bratem i na zawsze nim pozostanie, co kolwiek się wydarzy.
Później, ona zniknęła. Spalili ją.
A on mścił się na mnie. Obwiniał o jej śmierć. Obiecał zmienić moje życie w piekło, co z resztą zrobił.
Oddaliliśmy się od siebie na kilkadziesiąt lat. Wciąż go kochałem, nie było dnia, w którym nie myślałam o tym co teraz robi, gdzie jest, czy jest szczęśliwy? Czy choć trochę za mną tęskni?
Nigdy nie poznałem odpowiedzi na te pytania.
Po tych latach, w końcu go spotkałem.
Zmienił się. Był potworem. Rządnym zemsty na mnie, a zbrodnię sprzed kilkudziesięciu lat. W tej jednej chwili cieszyłem się, że go widzę, ale jednocześnie chciałem aby zniknął.
Postanowił wrócić w najgorszym dla mnie momencie. W chwili kiedy poznałem ją- Elenę.
Była tak łudząco podobna do Katherine, ale to tylko pozory. Tak na prawdę była zupełnie inna i zakochałem się. Wiedziałem, że muszę ją chronić przed Damonem. Kochałem ją, a on krzywdził wszystkich których kocham.
Było w tamtym okresie mnóstwo trudnych chwil, wiele przelanej krwi, poświęcenia, cierpienia. Ale te wszystkie trudne momenty, sprawiły, że od nowa zaczęliśmy budować wspólną więź. A kiedy uratował Elenie życie i nie żądał niczego w zamian, wiedziałem, że do mnie wrócił i że od nowa mogę nazywać go swoim bratem.
W jednej chwili przez małą drobnostkę człowiek może stracić kogoś na kim bardzo mu zależy. W moim przypadku trzeba było poświęcić lata, aby odbudować to co zrujnowałem.
Ale było warto.
"Przyjaciele są jak ciche anioły, które podnoszą nas, kiedy nasze skrzydła zapominają jak latać." ~
Antoine de Saint-Exupéry
------------------------------------
Dziś trochę krótko i z perspektywy Stefano :)
Czy podoba wam się coś takiego?
Proszę bądźcie cierpliwi w związku z rozdziałami. Jest mi ciężko, ale naprawdę się staram.
Proszę też o komentarze, które są "jak ciche anioły, które podnoszą nas, kiedy nasze skrzydła zapominają jak latać"
Pozdrawiam ;)
Elena Katherine Gilbert Pirce ;*
Wiem jak to jest stracić kogoś bliskiego.
Osobę, na którą zawsze mogłeś liczyć, która nigdy Cię nie zawiodła. Nigdy nie oceniała, pomimo tego, że popełniłeś błąd, zawsze potrafiła wysłuchać zwierzeń twoich problemów, a na końcu próbować znaleźć rozwiązanie.
"Przyjaźń nie potępia w chwilach trudnych, nie odpowiada zimnym rozumowaniem: gdybyś postąpił w ten czy tamten sposób... Otwiera szeroko ramiona i mówi: nie pragnę wiedzieć, nie oceniam, tutaj jest serce, gdzie możesz spocząć."~ Malwida von Meysenbug
Każdy z nas znalazł lub znajdzie takiego przyjaciela- bratnią duszę- z którą będzie rozumieć się bez słów.
Straciłem swojego brata.
Mojego druha, kompana, kumpla, przewodnika, wzór, powiernika, przyjaciela, bratnią duszę.
Pozbawiłem go życia, choć tego nie chciał. Zrobił to dla mnie, bo tak bardzo nie chciałem spędzić wieczności bez niego.
Kochaliśmy jedną dziewczynę, która doprowadziła nas do stanu, w którym nie mogliśmy na siebie spojrzeć, a mimo to uparcie dążyłem by nigdy nie zapomnieć, że Damon jest moim bratem i na zawsze nim pozostanie, co kolwiek się wydarzy.
Później, ona zniknęła. Spalili ją.
A on mścił się na mnie. Obwiniał o jej śmierć. Obiecał zmienić moje życie w piekło, co z resztą zrobił.
Oddaliliśmy się od siebie na kilkadziesiąt lat. Wciąż go kochałem, nie było dnia, w którym nie myślałam o tym co teraz robi, gdzie jest, czy jest szczęśliwy? Czy choć trochę za mną tęskni?
Nigdy nie poznałem odpowiedzi na te pytania.
Po tych latach, w końcu go spotkałem.
Zmienił się. Był potworem. Rządnym zemsty na mnie, a zbrodnię sprzed kilkudziesięciu lat. W tej jednej chwili cieszyłem się, że go widzę, ale jednocześnie chciałem aby zniknął.
Postanowił wrócić w najgorszym dla mnie momencie. W chwili kiedy poznałem ją- Elenę.
Była tak łudząco podobna do Katherine, ale to tylko pozory. Tak na prawdę była zupełnie inna i zakochałem się. Wiedziałem, że muszę ją chronić przed Damonem. Kochałem ją, a on krzywdził wszystkich których kocham.
Było w tamtym okresie mnóstwo trudnych chwil, wiele przelanej krwi, poświęcenia, cierpienia. Ale te wszystkie trudne momenty, sprawiły, że od nowa zaczęliśmy budować wspólną więź. A kiedy uratował Elenie życie i nie żądał niczego w zamian, wiedziałem, że do mnie wrócił i że od nowa mogę nazywać go swoim bratem.
W jednej chwili przez małą drobnostkę człowiek może stracić kogoś na kim bardzo mu zależy. W moim przypadku trzeba było poświęcić lata, aby odbudować to co zrujnowałem.
Ale było warto.
"Przyjaciele są jak ciche anioły, które podnoszą nas, kiedy nasze skrzydła zapominają jak latać." ~
Antoine de Saint-Exupéry
------------------------------------
Dziś trochę krótko i z perspektywy Stefano :)
Czy podoba wam się coś takiego?
Proszę bądźcie cierpliwi w związku z rozdziałami. Jest mi ciężko, ale naprawdę się staram.
Proszę też o komentarze, które są "jak ciche anioły, które podnoszą nas, kiedy nasze skrzydła zapominają jak latać"
Pozdrawiam ;)
Elena Katherine Gilbert Pirce ;*
sobota, 2 stycznia 2016
Informacja
Uwaga kochani czytelnicy :)
Nie zapomniałam o was
Chciałabym was poinformować o kilku zmianach, które tu niedługo nastąpią, a mianowicie:
a) pojawią się pewne zmiany w obsadzie
b) zmieni się prolog i pierwszych kilka rozdziałów ( treść będzie ta sama, ale ładniej napisana)
c) w pasku zakładek pojawi się Historia Rodziny Swan
d) ogólnie będzie więcej wątków z naszymi bohaterami tytułowymi (zgodnie z podpowiedzią z komentarza z poprzedniego rozdziału)
e) zmieni się zdjęcie w tle
Będą to niewielkie zmiany, ale sprawią one, że blog stanie się lepszy, wiem, że mało ludzi go czyta, bo nie jest to historia najwyższych lotów i jest coraz mniej zwolenników Zmierzchu, ale chce te zmiany przeprowadzić dla ludzi którzy dalej czytają tą historie i czekają na więcej :)
Miłego Nowego Roku kochani :)
Elena Katherine Gilbert Pirce ;*
Nie zapomniałam o was
Chciałabym was poinformować o kilku zmianach, które tu niedługo nastąpią, a mianowicie:
a) pojawią się pewne zmiany w obsadzie
b) zmieni się prolog i pierwszych kilka rozdziałów ( treść będzie ta sama, ale ładniej napisana)
c) w pasku zakładek pojawi się Historia Rodziny Swan
d) ogólnie będzie więcej wątków z naszymi bohaterami tytułowymi (zgodnie z podpowiedzią z komentarza z poprzedniego rozdziału)
e) zmieni się zdjęcie w tle
Będą to niewielkie zmiany, ale sprawią one, że blog stanie się lepszy, wiem, że mało ludzi go czyta, bo nie jest to historia najwyższych lotów i jest coraz mniej zwolenników Zmierzchu, ale chce te zmiany przeprowadzić dla ludzi którzy dalej czytają tą historie i czekają na więcej :)
Miłego Nowego Roku kochani :)
Elena Katherine Gilbert Pirce ;*
niedziela, 29 listopada 2015
#Damon Salvatore
Nie ma jej.
Odeszła.
Już nigdy nie wróci...
Już nigdy nie zobaczę jej uśmiechu, tych iskierek w pięknych oczach, kiedy udało mi się ją rozbawić.
Już nigdy nie zobaczę jak marszczy czoło, kiedy intensywnie nad czymś rozmyśla.
Już nigdy nie ujrzę jak zaciekle broni swoich bliskich i tego, że oddałaby za nich życie.
Już nigdy nie usłyszę jak na mnie krzyczy, choć tym razem nie zrobiłem nic złego.
Nigdy nie ujrzę tego jak kroczy w moją stronę w białej sukni i nie usłyszę tego jak przysięgami sobie wzajemną miłość...
Będę tęsknił za jej uroczym spojrzeniem, którym mnie obdarzała o poranku, po cudowniej nocy.
Będę tęsknił za jej ognistym temperamentem i tym jak bardzo lubiłem kiedy się na mnie złościła bym mógł ją przeprosić.
Będę tęsknił za tym jak wieczorami przychodziła, siadała mi na kolanach i tuliła się do mnie.
Tęsknie.... już teraz.
Ból rozsadza mi pierś, biorę kieliszek za kieliszkiem, jedna butelka przeradza się w drugą i tak dalej. Nic nie jest w stanie ukoić palącej dziury w moim martwym sercu, które dzięki niej, stało się choć odrobinę bardziej żywe. Chce płakać.... ale nie mogę.
Nasz związek nie należał do najłatwiejszych. Był burzliwy i pełen emocji. Ale kochaliśmy się jak wariaci. Oddałbym za nią życie i wiem, że ona zrobiłaby to samo dla mnie.
Tak bardo bym chciał, aby wpadła i nakrzyczała na mnie, że znów piję, a ja wziąłbym ją w ramiona i szeptał do ucha jak bardzo ją kocham...
Chciałbym czuć jej drobne, ale tak silne ciało w moich ramionach.
Już nigdy tego nie poczuję.
Mam przed oczami słowa przysięgi małżeńskiej... Jej przysięgi... pisanej dla mnie
"(...) Kocham Cię za nic. Nie istnieje żaden powód do miłości (...)"
"... Żadna wielka miłość nie umiera do końca. Możemy strzelać do niej z pistoletu lub zamykać w najciemniejszych zakamarkach naszych serc, ale ona jest sprytniejsza – wie, jak przeżyć."
"Niech nasza droga będzie wspólna. Niech nasza miłość będzie potężna. Niech nasza nadzieja będzie większa od wszystkiego, co się tej nadziei może sprzeciwiać (...).
Gniotę kartkę w dłoni i cisnę nią przez pokój, nie zniosę tego więcej... Nie usłyszę od niej tych pięknych słów, które tu napisała. Zaciskam powieki i tłumię jęk.
Nigdy nie podejrzewałam siebie o takie uczucia.
To wszystko dzięki niej. To właśnie ona przywróciła mi życie, ale w momencie kiedy odeszła, moja radość, moje szczęście, uczucie, że żyję, odeszło razem z nią.
Jestem skorupą wampira, nic już dla mnie nie znaczy.
Biorę butelkę i wychodzę na zewnątrz po drodze podnoszę kartkę i delikatnie ją rozprostowuję. Potrzebuję powietrza.
Stojąc na środku ogrodu, w jednej ręce trzymając burbona, a w drugiej pogniecioną kartkę, ze ściśniętym gardłem, unoszę głowę i spoglądam w gwiazdy.
Każdy jest przekonany, że jego śmierć będzie końcem świata. Twoja śmierć jest końcem mojego...
Nathalie... Jeśli jesteś tam i posłuchaj mnie teraz uważnie: "Będę cię kochać do końca życia. A jeżeli jest coś potem, będę cię kochać także po śmierci"
-------------------------------------------------------------------------
Elena Katherine Gilbert Pirce.
Odeszła.
Już nigdy nie wróci...
Już nigdy nie zobaczę jej uśmiechu, tych iskierek w pięknych oczach, kiedy udało mi się ją rozbawić.
Już nigdy nie zobaczę jak marszczy czoło, kiedy intensywnie nad czymś rozmyśla.
Już nigdy nie ujrzę jak zaciekle broni swoich bliskich i tego, że oddałaby za nich życie.
Już nigdy nie usłyszę jak na mnie krzyczy, choć tym razem nie zrobiłem nic złego.
Nigdy nie ujrzę tego jak kroczy w moją stronę w białej sukni i nie usłyszę tego jak przysięgami sobie wzajemną miłość...
Będę tęsknił za jej uroczym spojrzeniem, którym mnie obdarzała o poranku, po cudowniej nocy.
Będę tęsknił za jej ognistym temperamentem i tym jak bardzo lubiłem kiedy się na mnie złościła bym mógł ją przeprosić.
Będę tęsknił za tym jak wieczorami przychodziła, siadała mi na kolanach i tuliła się do mnie.
Tęsknie.... już teraz.
Ból rozsadza mi pierś, biorę kieliszek za kieliszkiem, jedna butelka przeradza się w drugą i tak dalej. Nic nie jest w stanie ukoić palącej dziury w moim martwym sercu, które dzięki niej, stało się choć odrobinę bardziej żywe. Chce płakać.... ale nie mogę.
Nasz związek nie należał do najłatwiejszych. Był burzliwy i pełen emocji. Ale kochaliśmy się jak wariaci. Oddałbym za nią życie i wiem, że ona zrobiłaby to samo dla mnie.
Tak bardo bym chciał, aby wpadła i nakrzyczała na mnie, że znów piję, a ja wziąłbym ją w ramiona i szeptał do ucha jak bardzo ją kocham...
Chciałbym czuć jej drobne, ale tak silne ciało w moich ramionach.
Już nigdy tego nie poczuję.
Mam przed oczami słowa przysięgi małżeńskiej... Jej przysięgi... pisanej dla mnie
"(...) Kocham Cię za nic. Nie istnieje żaden powód do miłości (...)"
"... Żadna wielka miłość nie umiera do końca. Możemy strzelać do niej z pistoletu lub zamykać w najciemniejszych zakamarkach naszych serc, ale ona jest sprytniejsza – wie, jak przeżyć."
"Niech nasza droga będzie wspólna. Niech nasza miłość będzie potężna. Niech nasza nadzieja będzie większa od wszystkiego, co się tej nadziei może sprzeciwiać (...).
Gniotę kartkę w dłoni i cisnę nią przez pokój, nie zniosę tego więcej... Nie usłyszę od niej tych pięknych słów, które tu napisała. Zaciskam powieki i tłumię jęk.
Nigdy nie podejrzewałam siebie o takie uczucia.
To wszystko dzięki niej. To właśnie ona przywróciła mi życie, ale w momencie kiedy odeszła, moja radość, moje szczęście, uczucie, że żyję, odeszło razem z nią.
Jestem skorupą wampira, nic już dla mnie nie znaczy.
Biorę butelkę i wychodzę na zewnątrz po drodze podnoszę kartkę i delikatnie ją rozprostowuję. Potrzebuję powietrza.
Stojąc na środku ogrodu, w jednej ręce trzymając burbona, a w drugiej pogniecioną kartkę, ze ściśniętym gardłem, unoszę głowę i spoglądam w gwiazdy.
Każdy jest przekonany, że jego śmierć będzie końcem świata. Twoja śmierć jest końcem mojego...
Nathalie... Jeśli jesteś tam i posłuchaj mnie teraz uważnie: "Będę cię kochać do końca życia. A jeżeli jest coś potem, będę cię kochać także po śmierci"
-------------------------------------------------------------------------
Elena Katherine Gilbert Pirce.
sobota, 13 czerwca 2015
45. Nadzeja na nowe życie... Lepsze życie
Nareszcie udało się dodać rozdział :)
Tym razem z perspektywy naszej nowej koleżanki.
Muzyka na miłe czytanie :) klik
Pozdrawiam :)
Elena Katherine Gilbert Pirce ;*
P.S Przepraszam za błędy, które mogły się wkraść..
PP.S Proszę o komentarze!!! <3 :)
--------------------------------------------------------------------------------------
Nowy Orlean…
Miasto wielu możliwości, legend o voodu… Miasto w którym
zacznę swoje nowe życie.
Nie mam już do kogo wrócić. Wszyscy których kochałam zostali mi odebrani.
Zostałam sama…
Wyjechałam z Francji.
Wszystko przypominało mi o moich rodzicach.
Każda uliczka w
naszym małym miasteczku, każdy sklep, każde źdźbło trawy na łące, na której
spędzaliśmy dużo czasu.
Tak bardzo za nimi tęsknie! Odebrano mi ich w
najważniejszym, a zarazem najgorszym okresie mojej egzystencji. Nie jestem już
człowiekiem, jestem nieśmiertelna.
Nowonarodzona.
Męczy mnie pragnienie. Nikt nie ma nade mną kontroli, ja
sama nie wiem co się ze mną dzieje. Christopher miał mnie wszystkiego nauczyć,
pokazać jak być wampirem, ale nie zdążył, bo jego i moją mamę zamordowano i
spalono. A wszystko to za sprawą Vollturich. Nienawidzę ich! Najchętniej
rozniosłabym w pył cały ich zamek i wszystkich, którzy weszliby mi w drogę… Ale
wiem, że sama nigdy nie będę mogła tego zrobić, jestem zbyt słaba.
Jest ciemna noc, a ja przechadzam się uliczkami mojego
nowego domu. To miasto nawet nocą tętni życiem. Wszędzie pełno ludzi, którzy
patrzą na mnie na każdym kroku. Cóż nie ma się czemu dziwić.
Przystaję na moment, by w szybie jednej z witryn ujrzeć
niesamowicie bladą dziewczynę. Ma przydługie kręcone włosy koloru czekoladowego
brązu. Jest szczupła, ubrana w ciemna jeansy, białą koszulkę i rozpinany
kardigan. Jedyną straszną cechą są jej oczy… Nienaturalnie duże i czerwone .
Tak to jestem ja. Wcale nie jestem straszna… no może
tylko te oczy, ale jest ciemno i nikt nie powinien ich widzieć.
I nagle coś we mnie zaskakuje… Ja chcę, żeby się mnie
bali. Jestem przecież wampirem. Mam budzić strach swoim jednym spojrzeniem, ale
kiedy ktokolwiek mnie zobaczy ujrzy tylko, chudą siedemnastolatkę (o ile nie
spojrzy mi w oczy).
Moje rozmyślania przerywa nagle trzask drzwi i głośny
śmiech kilku chłopaków, którzy właśnie wyszli ze sklepu przed, którym
stoję. Cała piątka ma na sobie koszulki
bez rękawów, długie spodnie i glany. Ich ramiona pokrywają tatuaże. Mężczyźni
idą dalej przed siebie nawet nie zwracając na mnie uwagi.
Patrzę jak odchodzą, by w następnej chwili unieść głowę
go góry i odczytać nazwę sklepu.
Jak się okazuje to wcale nie żaden sklep tylko studio
tatuażu i perceg’u.
Hmm… w sumie czemu nie? Szybko ściągam z siebie sweter
zostając tylko w białej koszulce na ramiączkach, przechyliłam głowę do przodu
by nastroszyć włosy rękami. Następnie wzięłam głęboki oddech i pchnęłam drzwi. Moje nozdrza wypełnił zapach
środków chemicznych i farby do włosów.
Salon był utrzymany w dość ciemnych barwach. Przeważał
fiolet i głęboka czerwień. Na ścianach
wisiały obrazy wzorów tatuażów i zdjęcia osób, które je sobie zrobiły.
Zaraz po prawej stronie była recepcja, z którą siedział
chłopak. Miał na sobie koszulkę AC/DC i czarne włosy sięgające ramion, a także
kolczyk w brwi.
W głębi salonu znajdowało się kilka stanowisk pracy tatuażystów, było tam akurat kilku klientów.
Z wahaniem zaczęłam podchodzić do chłopaka o czarnych
włosach. Niepewnie położyłam ręce na kontuarze, ale chłopak mnie nie zauważył.
Odchrząknęłam cicho i dopiero wtedy usnuł spojrzenie z nad kartek, które
właśnie wypełniał. Zmierzył mnie swoimi
oczami, koloru czystego morza. Spostrzegłam, że zatrzymał się chwile dłużej na
moich oczach, ale cóż to zrozumiałe.
- W czym mogę pomóc?- zapytał patrząc na mnie
podejrzliwie.
- Chciałabym zrobić sobie tatuaż- powiedziałam pewnie. Chłopak
uniósł brwi, a na jego wargach błąkał się ironiczny uśmieszek.
- Czy nie jesteś na to ciut za młoda?
-Nie.
- Chciałbym zobaczyć twój dowód- powiedział. Coś słabo mu
szło to ukrywanie rozbawienia. Z tylniej kieszeni dżinsów wyciągnęłam prawo
jazdy, które zdobyłam kilka dni temu… Trochę sfałszowane… ale tylko o kilka
miesięcy, więc to nie tak wielkie przestępstwo.
Chłopak wziął ode mnie prawko i zaczął je uważnie
oglądać, teraz to ja miałam niezły ubaw z niego. Po chwili oddał mi dokument.
- No cóż, zatem witamy nową koleżankę- uśmiechną się
wstając. Był o wiele wyższy niż sądziłam. Ujęłam jego wyciągniętą w moją stronę
rękę, a on uśmiechną się miło- Zapraszam na moje stanowisko- wskazał gestem
dłoni i zaprowadził do ja bardziej oddalonego krzesła.
Przechodząc przez studio widziałam chłopaka, który
tatuował sobie lewy piszczel, a po przeciwnej stronie dziewczyna robiła
kolorowe pasemka drugiej. Ciekawe…
Doszliśmy do jego stanowiska, gestem dłoni nakazał usiąść
mi na dość wygodnym krześle. Zaczął grzebać przy sprzęcie, zmieniać igły itp.
- Masz wybrany jakiś konkretny wzór?- zapytał nadal
stojąc do mnie plecami. Zmarszczyłam brwi i pomyślałam kilka sekund.
-Różę
-Różę?- zapytał lekko zdziwiony
-Tak- chłopak wziął ze stolika szkicownik, przerzucił
kilka kartek i zaczął rysować. Jego wprawna ręka szybko śmigała po kartce. Był
bardzo skupiony kiedy rysował, tak jakby w tej właśnie chwili nie liczyło się
nic innego, tylko on, ołówek i kartka. Patrzyłam na niego z fascynacją, bo
nigdy nie widziałam nikogo kto by tak bardzo oddawał się swojej pasji.
Po chwili odwrócił do mnie szkicownik. Moim oczom ukazał
się piękny szkic trzech róż i cierni… Idealnie do mnie pasowały.
- Jest idealny- powiedziałam dalej patrząc na rysunek.
Usłyszałam jak chłopak wypuszcza powietrze, a kiedy podniosłam na niego wzrok,
dostrzegłam jego uśmiech.
- Cieszę się, że Ci się podoba- odparł i zaczął szykować
tusz- To gdzie chcesz, żebym go umieścił?- zapytał.
Obróciłam się na fotelu tak, że siedziałam do niego
bokiem i odgarnęłam włosy, ukazując prawe ramię.
- Okej. Usiądź sobie wygodnie… To może chwilę potrwać-
powiedział i zaczął się przygotowywać. Zdezynfekował ręce, ubrał czarne
lateksowe rękawiczki. Usiadł na stołku bardzo blisko mnie i zaczął mi
przecierać ramię śmierdzącym środkiem antybakteryjnym.
- Masz, bardzo jasną i czystą skórę- rzucił- Tatuaż
będzie się pięknie prezentował- a mnie wtedy coś strzeliło! Przecież jestem
wampirem! Moja skóra jest niezniszczalna, a ja chcę tatuaż! Co jeśli nie
wyjdzie? Co on sobie pomyśli?
Moje chaotyczne myśli przerwało brzęczenie maszynki.
- Jeśli tylko nie będziesz mogła wytrzymać, powiedz, to
od razu przestanę- zaznaczył patrząc mi w oczy. Mechanicznie pokiwałam głową. I
z niepokojem czekałam na pierwsze dotknięcie igły.
- Boli?- zapytał po chwili. Szybko popatrzyłam na ramię i
dostrzegłam pierwsze kontury. W tej chwili kamień spadł mi z serca, a na usta
wpełzł absurdalny uśmiech.
- Jestem
Brian, a ty?
- Erica.
- Wybacz mi moją bezpośredniość, ale zastanawiają mnie
twoje oczy- Jak ja czekałam na to pytanie. Brian uśmiechnął się nieśmiało, nie
podnosząc oczy znad swojej pracy.
- Taki mój mały akt buntu- skłamałam, bo przecież prawda
była zupełnie inna.
- Pokłóciłaś się z rodzicami?- prychnął
-Może źle się wyraziłam. Ehm. Zaczynam nowy rozdział w
moim życiu, a co za tym idzie, chce się zupełnie odciąć od wszystkiego co było,
od dawnej mnie- taka odpowiedź chyba mu wystarczyła, bo zamilkł i nie odzywał
się dłuższy czas, tylko pracował. W tym czasie przez salon zdążyło przewinąć
się jeszcze kilku klientów.
- Czy będzie miał dla Ciebie jakieś szczególne
znaczenie?- zapytał po jakiejś godzinie, kiedy arcydzieło na moim ramieniu
nabierało konkretnych kształtów.
- Słucham?
- Tatuaż. Czy ma jakieś szczególne znaczenie.
- Tak. Będzie mi przypominał rodziców- odparłam i
spuściłam oczy.
- Przepraszam, nie chciałem Cię o nic wypytywać.
- No to nie twoja wina- uśmiechnęłam się nerwowo- Jesteś
tatuażystą, pewnie codziennie słuchasz historii o symbolice tatuażów, które
robisz.
- Tak masz rację, czasami naprawdę ciężko mi tego
słuchać, tych wszystkich tragedii, albo rzadziej tych najszczęśliwszych chwil.
Ale jestem dumny z tego, że mogę pomóc ludziom zapamiętać te chwile, bez
względu jakie one są.
- Bardzo mądrze to powiedziałeś.
- Przestań, bo się zarumienię.
I tak spędziłam w studiu kilka godzin. Trochę sobie
pogadaliśmy, już nie na takie przygnębiające tematy.
Przez kilka godzin siedziałam nieruchomo na fotelu i po
prostu rozmyślałam o wszystkim. Przybyłam do Nowego Orleanu dopiero dziś rano,
bez żadnego planu. Nie wiem gdzie mam
się zatrzymać, nie wiem po prostu co mam robić. Przez moje myśli przemknęło,
aby znaleźć jakiś klan do którego mogłabym się przyłączyć tyle, że kto chciałby
pod swoim dachem wampira, który ma rok?
Nowonarodzoną.
Myślmy po kolei. Najpierw muszę się ustatkować. Znaleźć
miejsce, w którym będę mogła udawać, że sypiam.
Mieć jakieś miejsce, do którego będę mogła wracać. Perspektywa pracy,
też nie jest zła, bo muszę mieć kasę… chyba, że zacznę kraść. Jestem wampirem,
więc więcej mi wolno. Pomyślę o tym
jeszcze. A co do…
- No, gotowe- moje myśli przerwał głos Briana. Zamrugałam
kilkakrotnie oczami i spojrzałam na ramię.
Tatuaż był cudowny. Lepszego po prostu mogłam sobie wymarzyć. Piękne
intensywne kolory i cały wzór wyszedł lepiej niż na kartce. Brian zrobił to
idealnie.
- Jest piękny- szepnęłam zafascynowana- Jesteś cholernym
mistrzem- spojrzałam na niego. Widać było jego twarzy, że jest dumny ze swojego
dzieła jak cholera.
-Cieszę się, że Ci się podoba- uśmiechnął się i zdjął
rękawiczki. Zeskoczyłam z fotela i podeszłam do wielkiego lustra na ścianie, by
przyjrzeć się dokładnie pięknemu wzorowi zdobiącemu moją nieskazitelną skórę.
-Teraz kwestia higieny- powiedział stając za mną- Zakaz
kąpieli przez tydzień. Jeśli lubisz się opalać, niestety musisz z tego
zrezygnować na co najmniej dwa tygodnie. Smarują tą maścią- podał mi karteczkę
z nazwą specyfiku- cienko jedną warstwą, przez miesiąc. I to by było na tyle.
Jeśli będą jakieś problemy od razu tu do
mnie przyjdź- przestrzegł. Wyczułam jego przyśpieszony puls… Chciał mnie znów
zobaczyć, co do tego nie mam wątpliwości.
- Dziękuje- uśmiechnęłam się zalotnie. Gorąca krew w jego
żyłach wołała mnie, ale wiem, że muszę się powstrzymać- Ile się należy, za to
arcydzieło- Oby nie więcej niż 500$, bo tylko tyle mam przy sobie.
-250$- powiedział cicho. Podałam mu pieniądze.
Odbierając je ode mnie musnął palcami
moją dłoń. Poczułam niemiłe pieczenie w gardle, więc szybko zabrałam dłoń.
Szkoda.
- Miło mi było Cię gościć. Zapraszam ponownie- powiedział
ze smutnym uśmiechem i odwrócił się by podejść do kontuaru.
A ja pomyślałam… Czemu nie?
- A miałbyś ochotę zająć się mną jeszcze raz- zapytałam
opierając się o kontuar przesadnie słodkim głosikiem, o jaki nigdy bym siebie
nie podejrzewała.
Brian odwrócił się do mnie z łobuzerskim uśmieszkiem i
nonszalancko oparł się o blat.
- W czym jeszcze mogę Ci pomóc Księżniczko?- jego oczy
błyszczały. Westchnęłam.
- Dziś jest dzień, w którym zmieniam swoje życie.
Zechcesz mi w tym pomóc?
- Z wielką ochotą pomogę nowej koleżance w tych zmianach.
Dysponuje szerokim wachlarzem umiejętności- zatrzymał się przede mną i założył
ręce na piersi. Patrząc na niego musiałam zadzierać głowę do góry, bo był ode
mnie sporo wyższy. Zapamiętać: kupić buty na wysokim obcasie.
- To świetnie! Bo chcę kolczyk i czerwone włosy!-
pisnęłam i zaklaskałam w ręce jak jakaś gówniara.
Brian odrzucił głowę do tyłu w wybuchu śmiechu. Śmiał się
tak głośno, że inni pracownicy patrzyli na niego z nie małym rozbawieniem.
Kiedy jego atak minął znów zwrócił na mnie uwagę.
- Jasne, że mogę Ci w tym pomóc. Od tego tu jestem-
chwycił mnie za rękę, a mnie jakby przeszył prąd. Nigdy czegoś takiego nie
czułam. Gdyby moje serce jeszcze biło, teraz pewnie było by je słychać w całej
sali- Ale jeśli jutro pojawią się tu twoi rodzice, by mnie zastrzelić, będę Cie
straszył po nocach- och jak ja bym tego
chciała... Wzmianka o moich rodzicach trochę zabolała, ale nie dawałam nic po
sobie poznać. Nie chciałam o tym mówić. Ten etap mam już za sobą.
Uśmiechnęłam się kiedy znów usiadłam na fotelu.
- Gotowa?
- Jak jeszcze nigdy w życiu- powiedziałam twardo.
I tak po kilku godzinach wyszłam z jego salonu z
tatuażem, kilkoma nowymi kolczykami, czerwonymi i krótszymi włosami…. I numerem
Briana.
Jak również z myślą, że zaczynam nowe lepsze życie.
To będzie dobry czas… mam nadzieje…
Subskrybuj:
Posty (Atom)