Zapraszam na rozdział napisany przez Taśkę :)
Jest genialny.! *_*
------------------------------------
Oczami Nathalie:
Była jesień. Rok 1828. Nie zapowiadało
się na to, żeby ten dzień był szczególny. Rozpoczął się zwyczajnie.
Troje młodych, pięknych, żądnych krwi wampirów jak co dzień świetnie
się ze sobą bawiło. Łączyła ich niesamowita wież. Nie tylko więzy krwi,
przyzwyczajenie, uczucie jakie darzy się bliźniego. Przede wszystkim
prawdziwa miłość, zrozumienie, pomoc drugiemu za wszelką cenę. Byli
podobni pod wieloma względami, można dużo wymieniać: słabość do palenia,
dobrej zabawy, spojrzenie, które budzi podejrzenia, jasne włosy, rysy
twarzy, błyskotliwość, predyspozycje do rządzenia... Jednak jedno jest
pewne żadne z nich nie spodziewało się, że coś może ich rozłączyć.
Była 7 rano. Graliśmy w pokera w ogrodzie, głośno się przy tym śmiejąc. Chłopcy znów kantowali.
- Nie oszukujcie! - wykrzyknęłam.
- Złość piękności szkodzi, siostrzyczko - powiedział Adrian zaciągając się kolejnym papierosem.
-
Może po prostu jesteś jeszcze za głupiutka, żeby uprawiać hazard - kpiąc
ze mnie Cam nie mógł powstrzymać się od śmiechu. Przyłączył się do
niego Adek.
- Wyluzuj, młodość rządzi się swoimi prawami.
- Jasne,
nie zwracajcie uwagi na to, że tu jestem. - Odwróciłam twarz w drugą
stronę, założyłam ręce na piersi i udawałam obrażoną.
- Patrz, nasza
dziewczynka się obraziła - Cameron potargał mi włosy, sięgnął po cygaro i
już miał je zapalić kiedy usłyszeliśmy nieprzyjemny głos:
- Caaameron. - Postać wyłoniła się. Chuderlawy wampir stanął 3 metry od stolika, przy którym siedzieliśmy.
- Czego chcesz? - Z twarzy Cam'a zniknął uśmiech, zastąpił go twardy wyraz. Wyglądał groźnie.
-
Twojego życia. - Powiedział nieznajomy mi wampir. Wyciągnął kołek.
Rzucił go. I stało się Cam upadł z kołkiem w sercu. Z Adrianem byliśmy
przerażeni. Dosłownie w sekundę byliśmy już przy nim. Adrian wyciągnął
kołek ale Cam już odchodził. Nic, nic nie dało się zrobić. Przyłożyłam
swoje czoło do czoła umierającego.
- Nie zostawiaj nas, proszę, proszę! - rozpaczliwie krzyczałam, błagałam. Adrian trzymał go za rękę, właściwie miażdżył mu ją.
- Nathalie, uspokój się. On odchodzi - powiedział, odsuwając mnie delikatnie.
Cameron głowa rodziny, jak zawsze odpowiedzialny wysilił się na
uśmiech. Wyrazisty, nieskazitelny. Nawet w ostatnich chwilach nie bał
się.
- Obiecajcie mi, że będziecie się sobą opiekować. Adrian, nie dopuść żeby nasza mała diablica zrobiła coś głupiego, a ty Nath, dopilnuj
żeby przestał palić. - Pokiwałam tylko głowo.
Twarz
mojego najstarszego braciszka straciła wszelkie oznaki życia. Zazwyczaj
piękne oczy, w chwilkach zagrożenia twarde, zmieniły się w zaćmione, bez
koloru. Były już całkowicie martwe.
- NIE! - darłam się w niebo
głosy, nie mogąc pogodzić się z losem. Przytuliłam martwe ciało Cam'a.
Adrian zrobił to samo. W milczeniu, pogrążeni w złości, żalu
siedzieliśmy nad zwłokami. Tęsknota rozrywała mi serce. Ostatni raz
odgarnęłam jasne włosy Camerona, pocałowałam go w czoło i szepnęłam
'Wierzę, że jeszcze się zobaczymy'.
'Wróciłam' do
biblioteki Sebastian, który uważnie słuchał mojej historii. Milczałam
przez chwilę, kiedy Sebastian zorientował się, że to już koniec jeszcze
bardziej ścisnął nasze splecione dłonie i z żalem malującym się na
twarzy powiedział:
- Bardzo kochasz brata... Wiedziałem, że w głębi duszy jesteś wrażliwą osobą ale nie spodziewałem się, że tak się otworzysz.
-
Jesteś jedyną osobą, której opowiedziałam tę historię ze szczegółami,
doceń to - odpowiedziałam kompletnie zimnym tonem, wpatrując się przed siebie. Wyswobodziłam dłoń z uścisku. Westchnęłam z poirytowaniem,
właściwie nie wiem dlaczego. Cóż... trudno żeby inni mogli mnie
zrozumieć, skoro ja sama nie wiem jaka jestem.
- Ale chyba twoja
wrażliwość ma granice, bo by kogoś wskrzesić potrzeba dużej dawki mocy.
Dawki, która potrafi zabić. Jesteś w stanie poświęcić czyjeś życie dla
brata. Rozumiem, że go kochasz ale...
- Ale co!? - wściekłam się. -
Wiele razy stawiałam wyżej swoje życie niż żywot jakieś niewinnej
duszyczki. Nie wciskaj mi kitu, że ty nigdy nikogo nie zabiłeś.
-
Jasne, że zabiłem - mówił lekko podniesionym głosem - ale myślałem, że
chodzi o coś błahego i dlatego zaproponowałem ci pomoc przyjaciela. -
Spuścił głowę. Sebastian to osoba honorowa i z pewnością nie podoba mu
się, że nie spełni obietnicy.
- Nie wiem po co ci to wszystko
mówiłam!? Po co proponowałeś mi pomoc!? Żeby wymigać się przy
najbliższej okazji, gdy coś jest nie po twojej myśli? Poradzę sobie
sama. - Zmierzałam do drzwi, strasznie zdenerwowana. Tym wszystkim,
WSZYSTKIM. Kiedy za nadgarstek złapał mnie Sebastian.
- Nie masz
prawa wypominać mi tego, że nie chcę ci pomóc, że się wymiguję. Tu
chodzi o życie mojego przyjaciela. Akurat powinnaś wiedzieć jak bardzo
boli strata bliskich osób. - Patrzył na mnie chłodno, ja na niego
również. - Ale dotrzymam słowa, możemy lecieć do Japonii najbliższym
samolotem.
- Nie możesz po prostu dać mi na niego namiarów? Oboje nie musielibyśmy męczyć się swoją obecnością.
Odpowiedź była krótka:
- Nie.
***
Siedzieliśmy już w samolocie. Miły głos powiadomił nas i resztę,
że zaraz wzbijemy się w przestworza. Wykorzystałam chwilę na ziemi i
wyciągnęłam z torebki małą buteleczkę lakieru do paznokci. Odkręciłam ją
i zaczęłam malować, w stu procentach skupiłam się na czynności ale nie
uszedł mej uwadze strach kobiety, która siedziała na jednym z miejsc
obok nas.
- Nie jesteśmy parą, możesz do niego startować -
powiedziałam miłym głosem do farbowanej, całkiem ładnej brunetki.
Kobieta speszyła się, spuściła wzrok. Sebastian spojrzał na nią
przyjaźnie i uśmiechnął się lekko, odwzajemniła gest. Następnie
popatrzył na mnie z politowaniem i pokręcił głową.
Skończyłam w momencie, w którym wystartowaliśmy. Popatrzyłam na dłonie,
lakier miała nałożony idealnie. Paznokcie miałam pomalowane na
czerwono. Zauważyłam, że mój towarzysz podróży też im się przygląda.
- Będą idealnie pasować do barwy mojego posiłku - kolejno machnęłam palcami. Nic nie odpowiedział.
Wyciągnęłam książkę, otworzyłam w miejscu gdzie była
zakładka. Dokładnie zdjęcie moje, Adriana i Cam'a. Sebastian wyciągnął
je, mimo moich protestów. Przyjrzał się uważnie, a ja nie miałam ochoty
na nic więc odwróciłam się i wyglądałam przez okno.
Sebastian odłożył fotografię ale ja już nie miałam zamiaru czytać. Szybkim ruchem zgarnęłam książkę z powrotem do torby.
- Wiązałeś się z ludźmi? Wiesz w jakim sensie. Czy kochałeś ludzką kobietę? - zapytałam bardziej z nudów niż z ciekawości.
- Nie.
Kłamał, tak mi się wydawało. Przewróciłam oczami.
- Kłamca.
Uniósł brew i odpowiedział jeszcze raz.
- Nigdy nie kochałem ludzkiej kobiety.- Tym razem to zabrzmiało przekonująco. - A ty?
- Nigdy nie kochałam ludzkiej kobiety - zaśmiałam się z wyższością. Tym razem on przewrócił oczami i spojrzał karcąco.
-
No dobra, dobra. Nigdy nie kochałam człowieka. Ludzie to słaba i dziwna
rasa. Prowadzą krótkie, nudne życie. I są strasznie emocjonalni -
kpiłam.
***
Staliśmy już pod drzwiami domu tajemniczego przyjaciela, kiedy Sebastian poprosił:
- Obiecaj, że nie będziesz go torturować jak tego nieszczęsnego Lewisa.
-Skąd wiesz?
-Wieści szybko się rozchodzą. - Mówiąc to zapukał.
Po chwili w drzwiach stanął niewysoki, ładny, dość
elegancko ubrany chłopak. Jak na moje oko zbyt młody żeby kogoś
wskrzesić ale może jest zdolny.
- Witam! - powiedział uśmiechając się, wpuścił nas do środka.
Wnętrze było elegancie, wszędzie było dużo książek. Kiedy ja podziwiałam uroki pokoju chłopcy przywitali się.
- Stary co cię tu przywiało? -zapytał czarownik.
- Mnie ta kobieta, a ją pewna sprawa do ciebie...
Odwróciłam się do nich, wyciągnęłam zimną dłoń do chłopaka:
-Nathalie Waters. - Lustrowałam elegancika od góry do dołu.
- Dorrian White, miło mi. Może usiądziemy i omówimy sprawę w jakiej tu jesteście.
Rozsiadłam się wygodnie, miałam mieszane uczucia ale wierzyłam, że Dorrian mi pomoże.
- Chcę abyś wskrzesił mojego brata -oznajmiłam prosto z mostu. Czarownik był trochę zdumiony, spojrzał na przyjaciela.
-Sorry,
że nie uprzedziłem, że ma trochę... wybujałe wymagania - wzruszył
ramionami. Nie zwracałam uwagi na docinki Sebastiana już wyraził opinię
na ten temat.
- Wiesz, że wskrzeszenia zwykle się nie udają?
- Wiem. - Czekałam na decyzję, minęła minuta na twarzy Dorriana pojawił się szeroki uśmiech.
- To co? Bierzemy się do roboty? Trzeba zebrać wszystkie potrzebne informacje.
-
No nie,kolejny wariat? - Sebastian się oburzył, wyglądał całkiem
zabawnie. - Dobrze wiesz, że to może cię zabić - troszczył się o
przyjaciela.
- Tak ale jestem po to żeby pomagać.
- I to mi się
podoba - mówiłam już całkiem szczęśliwa. - No, dalej, dalej dużo pracy
przed nami. - Sebastian z westchnieniem wstał z kanapy.
***
Już od ponad 5h szukamy informacji w księgach na temat
wskrzeszania. Do tej pory Sebastian wyczytał, że potrzebna będzie krew
wskrzeszanego. Chłopcy po usłyszeniu tego załamali się ale ja jestem
przygotowana. Przyda się też zdjęcie oraz rzecz po zmarłym, w tym
przypadku jest to stary zegarek na łańcuszku.
Siedząc na kanapie wpatrywałam się w akwarium. Mała złota rybka pływała w kółko jak opętana.
- Głodny jestem - powiedział Sebastian. Wsadziłam rękę do wody i trzymając za ogon wyciągnęłam żyjątko.
- Może rybki?
- Zostaw Reksia! - Dorrian krzyknął desperacko sponad księgi.
- On ma imię ?- wrzuciłam zwierzątko do wody - Sorry - powiedziałam do zwierzęcia. - A tak w ogóle kto nazywa rybkę Reksio?
- Sadystko choć lepiej na polowanie. Będziesz miała okazję zmierzyć się z równym. - Wskazał na siebie.
- Z tobą? A nie.., powiedziałeś z równymi, sorki. - Lubiłam się z nim droczyć.
Najedzeni wróciliśmy do mieszkania. Dorrian nadal siedział na tą samą księgą. To na prawdę grubaśna księga.
- Masz coś nowego? - zapytałam.
-
Jedną małą kwestię, którą będziesz musiała wypowiedzieć ale
najważniejszego jeszcze nie mam - odpowiedział nie podnosząc głowy. -
Czy to ty zabiłaś Jellal'a? - zapytał po chwili. - Kiedy jedliście
zadzwonił do mnie przyjaciel...
- Tak, to ja - nie uświadczysz skruchy w moim głosie.
- Właściwie to jaki koniec mu zafundowałaś? - do rozmowy włączył się Seba.
- Kołek w serce. Trochę oklepane ale jakie efekty specjalne! - podniosłam głos aby oddać emocje. - Ta krew na ścianach...
Dorrian patrzył przerażony. Francuz zwrócił się do niego:
- Też czasem myślę, że to psychopatka ale nic ci się nie stanie. Dlatego tu z nią przyjechałem.
W tej chwili rzuciłam w niego poduszką ale przecież dar to
fajna sprawa i w rezultacie sama dostałam w twarz. Chłopcy pękali ze
śmiechu.
- Nie ze mną takie numery, kochanie - wydusił Sebastian po między kolejnym śmiechem.
- Kto mieczem wojuje ten od miecza ginie - wyrecytował Dorrian.
- Poduszka to słabe narzędzie zbrodni, tak na przyszłość gdybyś chciał kogoś zabić, a nie wskrzesić.
Szukamy, szukamy i nic. Poszłam do kuchni, jestem mistrzem
gotowania. W 30 minut wyczarowałam pięknie wyglądające i pewnie dobre w
smaku danie, postawiłam je przed Dorrianem i powiedziałam:
- Wcinaj puki ciepłe.
Sebastian przyjrzał się uważnie zawartości talerza i stwierdził:
- Ja bym tego nie jadł, kto wie może to twój koniec?
- Dzięki, miło z twojej strony - czarownik już przełykał pierwszy kęs.
- Jasne.... otrucie jakie to oryginalne - przewróciłam oczami.
-
Kołek też niewyszukany pomysł... A jaki będzie mój koniec, kiedy nie
będę ci już potrzebny? - Sebastian uśmiechnął się niezwykle czarująco.
-
Dla ciebie znajdę coś specjalnego - oparłam brodę na dłoniach,
zatrzepotałam rzęsami i posłałam mu zalotny uśmiech. - Możesz być
spokojny to będzie miła śmierć.
- Ej, nie czaruj mi kolegi. Ja od
tego jestem - wtrącił się Dorrian. - Znaczy... jestem od czarowania ale
nie jego - zmieszał się. Z Sebastianem wybuchnęliśmy głośnym śmiechem. W
moim przypadku wręcz piskliwym.
- Dobrze, że wyjaśniłeś Dorreczku - niepoprawnie zdrobniłam jego imię. - Byłabym zazdrosna.
- To wy tu sobie miło rozmawiajcie, a ja prześpię się trochę.
- Okay, możesz być spokojny zaopiekuję się Sebastiankiem.
Wróciliśmy do pracy. Przeglądanie tych papierków to bardzo
mozolna praca. Nastał mrok zapaliłam więc świecę i przy okazji
papierosa. Za każdym razem kiedy to robiłam przypominałam sobie o
braciach. Zapaliłam więc drugiego. Tym razem różowego z napisem 'Wiara
czyni cuda'. Chciałabym żeby Adrian miał rację. Chciałabym żeby Cam w
końcu żył.
Westchnęłam z tęsknoty, wstałam i poszłam nalać sobie lampkę czerwonego wina
Przeglądaliśmy księgi do rana, oczywiście nic. Żadnego
choćby zdania o wskrzeszeniu. Lekko wkurzona wyszłam do ogrodu,
przewietrzyć się.
Teraz kiedy jestem już tak blisko na pewno się nie poddam. I muszę w końcu powiedzieć Adrianowi...
Sebastian wyszedł za mną. Zobaczywszy moją minę objął mnie ramieniem i powiedział:
- Jesteś przygotowana na to, że zawsze coś może nie wyjść?
-
A ty jesteś przygotowany na to, że twój przyjaciel może zginąć? -
odpowiedziałam ironicznym pytaniem. Pokiwał przecząco głową. - No
właśnie. Nie chcę myśleć, że się nie uda. Choć tak na prawdę jest 1%
szans na otrzymanie upragnionego efektu.
Przytulił
mnie mocno jakby czytał mi w myślach, że tego właśnie potrzebuję. W
pewnym sensie w ramionach Sebastiana było mi ciepło ale czy to ciepło
wystarczało aby roztopić lód, który zamroził mi serce.
Tę błogą chwilę przerwał Dorrian.
- Mam, mam. Nie przytulajcie się tylko chodźcie - krzyczał. Wydaje mi się, że od dawna bardzo chciał kogoś wskrzesić.
W sekundę byliśmy w salonie.
-
Mam to zaklęcie! Mamy zdjęcie twojego brata, jego zegarek i krew. Teraz
tylko muszę wymówić kilka formułek nad jego ciałem i oby znów żył i
żebym ja nie zginął - wymówił wszystko za jednym tchem, na końcu odetchnął
z ulgą. Jestem pewna, że nawet jak zginie, a tego bym nie chciała, bo
go polubiłam to będzie szczęśliwy, że mógł poużywać tak silnej magii.
- Jesteś pewien, że chcesz się tego podjąć? Jak już polecimy do Walii to cię nie puszczę - zagroziłam.
- Możesz jeszcze zmienić zdanie - Sebastian miał jeszcze nadzieje.
-
Nie zmienię zdania. Pochodzę z potężnego rodu, silną magię mam we krwi,
w końcu będę mógł ją wykorzystać. Jeśli już mowa o krwi możesz przynieść
tą brata? Przy okazji przynieś resztę potrzebnych rzeczy.
- Jasne.
Wbiegłam do salonu z małym, starym kuferkiem na biżuterię w
rękach. W środku było zdjęcia, zegarek, krew, dziennik i kilka innych
ważnych dla mnie pamiątek. Wyciągnęłam malutką buteleczkę z czerwoną
cieczą, zamachałam nią przed oczami chłopców i powiedziałam:
- Pewnie
chcecie trochę? To jest krew ooo wspaniałych 3 Waters'ów. Adriana,
Camerona i Nathalie. Jeśli to wypijecie będziecie tak boscy jak my. No,
nie aż tak, bo tak boscy jesteśmy tylko my - Watersi z krwi i kości ale
to zawsze +50000 do wspaniałości.
Popatrzyli na siebie i tylko z uśmiechem pokiwali głowami. Sebastian oznajmił błyskotliwie:
- Znam inne sposoby na oddanie cząstki siebie innym.
- Romantyczny jesteś. Pewnie chodzi ci o serce? - uniosłam brew. - Możesz sobie moje wziąć, dosłownie i tak go nie potrzebuję.
Dorrian wyrwał mi buteleczkę.
- Więc to nie tylko krew Camerona? To może nawet lepie.
- To kiedy lecimy do Walii? - zapytałam z niecierpliwością.
***
Zrobiłam krok do przodu. Byliśmy już w Walii, w mojej rezydencji.
-
Wchodźcie, wchodź - powiedziałam radośnie do Sebastiana i Dorriana ale
naprawdę strasznie się denerwowałam. Nagle przed nami zmaterializował
się Adrian, jak zawsze z ogromnym uśmiechem na twarzy.
- No, no siostrzyczko wiedziałem, że szybko za mną zatęsknisz.
- Hej.
Nie
byłam wstanie powiedzieć nic więcej. Staliśmy tak w milczeniu, wydaje
mi się, że Adrian wie, że coś jest nie tak. Przerwałam tą ciszę i lekko
speszona, co nie zdarza mi się często, właściwie nie zdarza mi się nigdy,
powiedziałam.
- To jest Sebastian i Dorrian, a to mój brat, Adrian -
pokazałam ich kolejno, chłopcy podali sobie dłonie i wymienili kilka
słów.
- Może usiądziemy? - zapytał gospodarz. Zrobiliśmy to, a Adrian kontynuował.
- Jak minęła podróż?
- Całkiem dobrze - odpowiedział Sebastian. - Macie bardzo ładne tereny, Francja również jest ładna ale tu jest niesamowicie.
Patrzyłam
na Sebastian jak ekscytował się urokami Walii i zrozumiałam dlaczego
zawsze jakaś siła przyciągała mnie do niego. Był taki sam jak on.
Wrażliwy ale za razem silny. Troskliwy i nie bojący się posiadania
swojego zdania. Wszystko wiedzący i wszystko przewidujący. Ale przy tym
skromny i mający niesamowity urok osobisty, który sprawiał, że nie
potrafiłam się na niego wściekać. Mimo, że denerwował mnie
niemiłosiernie. Miał te same ale inne zawsze radosne oczy. Ten sam
niewinny uśmiech niegrzecznego chłopca, identyczną chęć poznawania
świata. Był taki jak Cam. Działa na mnie jak magnes, bo podobny jest do
mojego zimnego brata. I pewnie to było by okropne - spotykać się z kimś
dlatego, że przypomina zmarłego ale takie nie jest, bo kocham
Sebastiana, tak mocno jak kocham Cameron'a ale nie tak samo. To nie jest
miłość, którą obdarza się brata.
Chyba musiałam wyglądać
dziwnie uświadamiając sobie te rzeczy, bo Sebastian uśmiechnął się
szeroko, a ja nadal szeroko otwartymi oczami wpatrywałam się niego.
-
Właściwie to nie rozumiem - zaczął Adrian - waszego trójkącika ale
Nathalie, Ci goście są 1000 razy lepsi od Damona, właściwie to każdy
jest od niego lepszy.
Chyba przegapiłam sporą część rozmowy, bo chłopcy zdążyli się już trochę lepiej poznać. Szybko wtrącił Dorrian z uśmiechem:
- Ja się nie mieszam w żadne trójkąty.
-
Adrian... może się przejdziemy? - zapytałam sztywno. Nie odpowiedział
tylko wstał od stołu, wszyscy spoważnieli. Adrian to nie idiota, za
którego zawsze go uważałam i od początku domyślł się, że coś jest nie
tak.
Wyszliśmy do ogrodu, brat patrzył na mnie uważnie.
-
Zawsze świetnie się dopełnialiśmy. Znaczy ja, ty i Cam... - zrobiłam
małą przerwę. - Chcę, żeby znowu tak było. - Adrian przeniósł wzrok ze
mnie na coś za mną. Nie musiałam się odwracać żeby wiedzieć na co
patrzy. Dokładnie za mną kiedyś zabili bardzo bliską dla nas osobę... -
Wiem, że też pragniesz go odzyskać, będzie tak jak kiedyś, Dorrian nam
pomoże - szeptałam mu do ucha. Spuścił tylko oczy.
- Mogłem się tego po tobie spodziewać. Mój sprzeciw raczej nic nie zdziała ale masz racje. Ja również pragnę go odzyskać.
Pocałowałam go w policzek, przytuliłam mocno i z przytłumionym uśmiechem powiedziałam:
- Wszystko będzie dobrze, zobaczysz.
Poczułam tylko jego lekki uśmiech na mojej skórze.
***
Wyciągałam z torby kuferek kiedy przyszedł Sebastian. Stanął
obok mnie, tak że nasze ramiona się stykały. Popatrzył na mnie, spuściłam wzrok na kuferek i sprawdzałam czy w jego zawartości niczego
nie brakuje. On przyglądał mi się przez chwilę po czym uważnie świdrował
każdy element za oknem.
- Chodźmy już - powiedziałam i ruszyłam się z miejsca, on tego nie zrobił. - Idziesz? - zapytałam nie odwracając się.
Nic. Żadnej reakcji. Westchnęłam z poirytowaniem. Zawróciłam i stanęłam
przed nim. - Rusz się.
Ale on zamiast mnie posłuchać,
pocałował mnie. Trochę to trwało zanim oboje uznaliśmy, że pora przestać
ale w końcu oderwaliśmy się od siebie i bez słowa trzymając się za rękę
zeszliśmy do piwnicy. Czekali tylko na nas.
Byliśmy w
piątkę. Ja - żywa. Adrian - żyjący pełnią życia. Dorrian - cały i zdrowy
oby długo jeszcze utrzymywał ten błogi stan. Sebastian - w miarę żywy,
jak ja i Adek. I grzecznie leżący od dwóch wieków w trumnie, milczący i
jeszcze bardziej lodowaty niż my wszyscy razem wzięci ( prócz czarownika
) - nieżywy Cam.
Ciało mojego brata było w nienaruszonym
stanie, wyglądał identycznie tak jak go zapamiętałam. Dorrian stał przy
samej trumnie. Ja z Adrianem metr za nim, a Sebastian krok za nami.
Na piersi zmarłego czarownik rozłożył papirus z dziwnym napisem w
nieznanym mi języku. Popatrzył na zdjęcie, zegarek, które kazał
przygotować i do ręki wziął buteleczkę z krwią. Szeptem wymówił kilka
zaklęć po czym dał znak mi i Adrianowi, że teraz nasza kolej. Głośno
wymówiliśmy dwa zdania, a dalej mówił Dorrian. Słyszałam głośny oddech
obok mnie i za mną, sama byłam nie spokojna. Czarownik mówił dalej.
Otworzył buteleczce, którą trzymał w ręce i ostrożnie wylał kroplę
czerwonej cieczy na papirus, i drugą i jeszcze jedną. I mówił dalej,
wciągnęłam powietrze bardzo głośno, bo coś było nie tak. Dorrian
recytował coraz szybciej, już nie z taką łatwością, zaciskał zęby po
między wyrazami. Nie tylko ja to zauważyłam
- Dorrian przestań! - krzyknął Sebastian. - Zamknij się w końcu, idioto!
Ścisnęłam pięści, w sekundę przypomniałam sobie co muszę
powiedzieć w takiej sytuacji. Sytuacji, w której osoba wskrzeszająca
traci kontrolę nad swoim życiem. Wyrzuciłam z siebie 3 słowa, nie
jąkając się. Natrafiłam na to w jednej z ksiąg czarownika, wiedziałam,
że może się przydać. Czyli jednak Nathalie Waters zawsze ma racje.
Wiedziałam, wiedziałam, że jeszcze zobacze Cam'a i tak miało się stać,
chyba że po śmierci nie ma nic, w tedy miałam po prostu zniknąć.
Upadłam na ziemię, wszyscy byli oszołomieni. Dorrian odwracając się
ręką strącił krew, stanął jak wryty i z przerażeniem patrzył się na
mnie. Po chwili już go nie widziałam, bo zasłonił mi Adrian i Sebastian.
- Nathalie... coś ty narobiła, siostrzyczko? - szeptał Adrian, krecąc głową. - Co ty zrobiłaś? Dlaczego?
Po prostu uśmiechałam się. I patrzyłam raz na jedną przerażoną
twarz Adriana, innym razem na Sebastiana, w jego zielonych oczach
widziałam tęsknotę i żal.
- Ludzie codziennie tracą bliskich i jakoś
daja rade, chyba powinnam to zrozumieć już dawno. - Spojrzałam na
Sebastiana i przypomniałam sobie naszą rozmowę w samolocie w drodze do
Japonii. - Może się myliłam i oni wcale nie są tacy słabi. - Uśmiechnęłam się na dźwięk wypowiadanych przeze mnie słów. - To okropne,
że w chwili śmierci nagle staję się pokorna.
Sebastian zrobił
to samo co ja kiedy umierał Cam. Pocałował mnie w czoło. Posłałam im
jeszcze jeden, tym razem zupełnie niewinny uśmiech.
- Wiedziałam, że
tak może być i chciałam żeby moje ostatnie słowa były wyjątkowe.
Chciałam żeby to było coś mojego, coś w stylu 'Nie przejmujcie się i
tak wszyscy umrzemy' lub 'Mam nadzieję, że tam gdzie trafię są fajki'
ale...- chciałam zapamiętać te twarze, bo wiedziałam, że nigdy ich już
nie zobaczę. Nie ma żadnego 'tam', bynajmniej nie dla takich jak ja. -
ale teraz wydaje się to takie bez sensu. To, że umieram to wcale nie
jest złe rozwiązanie, może w końcu spotka mnie szczęście, którego od
dawna nie zaznałam na ziemi? - Ściskali moje dłonie, wzięłam oddech i
mówiłam dalej, tak bardzo ich kochałam. - Ale prawda jest taka, że nigdy
nie panujemy nad swoim życiem. Nawet moje upragnione, błyskotliwe,
ostatnie słowa, nie będą ostatnimi słowami. - Jeszcze tego nie
rozumieli ale za chwilę mieli zrozumieć, bo coraz bardziej bolało i za
chwilę miałam wymówić ostatnie słowo zaklęcia.
- Miałem odzyskać
brata, a tracę również siostrę - mówił Adrian. - Zawsze robiłaś mi na
złość. Moja wnerwiająca, młodsza siostrzyczka, która teraz mnie
zostawia. Wiesz co? Jesteś okropną, młodszą siostrą.
- Wiem ale za to - przerwałam z bólu - mnie kochasz.
Pokiwał głową, przeniosłam wzrok na Sebastiana, bo wiedziałam że
to nie może już dłużej trwać. Nic nie mówił, zachował swój łagodny wyraz
twarzy. W pomieszczeniu rozniosła się woń krwi. Zaciągnęłam się jeszcze
raz słodkim zapachem, uśmiechnęłam się już po raz ostatni,
wypowiedziałam ostatnie słowo zaklęcia, zamknęłam oczy, usłyszałam
jeszcze smutny głos Dorriana "Przykro mi, nic nie mogę zrobić" i umarłam.
Ale już tak na serio. I nie wiem dlaczego wszyscy uważają, że to ciężka
sztuka. To jest proste! Wypowiadasz zaklęcie, zamykasz oczy i PUF!
Już
cię nie ma.
--------------------------------------------
Piękny rozdział Taśka napisała.
Szkoda tylko, że Nath już nie ma ;( Ale ja o tym wiedziałam.! Ha.!
Zapraszam do komentowania :D
Pozdrawiamy Madzia ;* i Taśka :*
P.S Na moim drugim blogu już pojawiła się długo oczekiwana notka. :)
Zapraszam :D